
środa, 29 października 2014
URLOP, URLOP I PO URLOPIE
Kolejny trzeźwy urlop w Polsce za mną. Było wspaniale.
Mój życiowy akumulator został naładowany.
Dobrze mi tu, w Anglii, ale gdybym w Polsce mogła żyć na takim poziomie na jakim żyję tutaj, wróciłabym bez mrugnięcia okiem. A przecież nie zarabiam tutaj ''kokosów''. Jest zwyczajnie. Bez przepychu.
Nie wróciłabym do swojego rodzinnego miasta, wybrałabym jakąś małą miejscowość.
Zgiełk, hałas, pośpiech, to już nie dla mnie.
Urlop spędziłam w Tarnowie. Byłam tam po raz pierwszy.
Bardzo przyjemne miasto. Niewielkie, spokojne, ale wszystkie wygody, wszelkiego rodzaju sklepy, punkty usługowe, przychodnie, szkoły, przedszkola są w pobliżu.
My-emigranci, nie zdajemy sobie na co dzień sprawy z tego, jak bardzo brakuje nam ojczyzny. Swojskich klimatów, porozumiewania się we własnym języku...
Pewnie znów zajmie mi kilka dni przystosowanie się do angielskiego życia. Nic to! Było cudownie! Kolejne piękne wspomnienia, widoki, spotkania, rozmowy zostaną ze mną na zawsze. O to przecież chodzi :)
wtorek, 14 października 2014
,,ŻAL MI TAMTYCH NOCY I DNI...''
Leżę sobie na swoim łóżku. Mama gotuje obiad, Tata w pracy, Siostry w szkole.
Patrzę na niebo, przyglądam się chmurom i myślę do czego lub kogo są podobne.
Żadnych zmartwień, innych myśli. Tylko te chmury i ja.
Innego dnia Tata podaje obiad. Ziemniaki słone jak cholera, ale jem. Nie chcę żeby mu było przykro, tyle się nastał w tej kuchni...
Mikołajki, Rodzice wchodzą do pokoju, czym mnie budzą, a za nimi stoją moje siostry.
-Co tako jakoś dziwno mosz ta poduszka?-mówi Mama,'' godo'' właściwie. W moim rodzinnym domu się ''godało'', jak to na Śląsku.
Patrzę na Mamę zdziwiona, a Ona poprawia tę poduszkę , wyciąga z pod niej coś dużego i śmiejąc się informuje wszystkich, że Mikołaj u mnie był ,NAPRAWDĘ(!!!) i zostawił mi prezent!
To były czerwone, plastikowe narty. NARTKI. Ogladałam je często w kiosku ''Ruchu''. Marzyłam o nich. Ależ to była radość!
Śpię. Budzi mnie jakiś hałas, muzyka chyba. Siadam na łóżku wystraszona, coś spada mi z głowy, nie mam pojęcia co się dzieje! Patrzę na siostrę, która poduszką zatyka sobie usta,żeby nie obudzić całego domu swoim śmiechem, a ręką zatyka moją buzię,żebym chyba nie zaczęła krzyczeć? Po czym wyjmuje z pod kołdry ''walkmana'' Sony. Jest SREBRNY.
Nie wiedziałam co to ,więc mi wytłumaczyła i pokazała: tu się wkłada kasetę, tu słuchawki, tu się naciska i muzyczka gra!
Miałam wtedy ze cztery lata. Jeszcze mnóstwo innych dni i nocy pamiętam z tamtego okresu...
Zabawy z siostrami, zabawy z samą sobą, przebieranki, potłuczone wazony, rozbite czoło, ognisko w puszce po solonych orzeszkach w pokoju, choinka, schowane słodycze, kryształowy koszyczek z landrynkami, górka przed blokiem i śnieg i sanki...I placki ziemniaczane, które smażył Tata i herbatę z cytryną i spacery z Mamą i plac zabaw latem...
Kiedy to wszystko minęło?
Szkoda, że taki mały człowieczek , jakim ja byłam wtedy, nie docenia tych chwil.
Marzy ,żeby być dorosłym.
Dopiero od niedawna cieszę się każdym dniem. Potrafię docenić każdą chwilę, każde doświadczenie , każdy uśmiech Synów, każdą sekundkę życia.
Chyba się starzeję :-)
Jak dobrze,że można się czasem zanurzyć w te wszystkie miłe wspomnienia, cofnąć się w czasie i raz jeszcze ujrzeć bliskich. Szczególnie tych, których już nie ma wśród nas.
sobota, 11 października 2014
COŚ POZYTYWNEGO
Życie, choć często o tym zapominamy, jest piękne!
Lubię myśleć, że moje życie na Ziemi to tylko drobinka w całym wszechświecie.
BARDZO ważna, ale jednak drobinka :)
Rozglądam się dookoła i widzę Ziemię nie jako placek, a kulę. Wyobrażam sobie,że za tym niebem i chmurami są inne planety, w wyobraźni widzę kosmos. Czuję zapach , podmuch wiatru,widzę kolory... Ta myśl mnie wycisza, pozwala spojrzeć na życie z odpowiedniej perspektywy.
Kiedy ostatnio byłam na siłowni, padał deszcz i świeciło słońce. Przepiękna tęcza pojawiła się na niebie. To był widok! Stara , brązowo-szara katedra schowana do połowy za zielonymi koronami drzew, błękitne niebo z białymi puszystymi chmurami i piękna, wyraźnie widoczna tęcza.
Próbowałam zrobić zdjęcie, ale trudno to zrobić biegając na bieżni :)
Zawsze staram się wybierać miejsce przy oknie. W pociągu, samolocie, autobusie, w siłowni, kawiarni...Dzięki temu tysiące cudownych obrazów mam w głowie.
Uwielbiam to uczucie , które mnie wypełnia kiedy widzę coś pięknego. To może być cokolwiek. Dla innych jakiś nieistotny szczegół otoczenia, dla mnie jest czymś wyjątkowym...
Szczerze się wzruszam.
Wypełnia mnie od stóp do głów poczucie jedności ze wszystkim i wszystkimi i ogromna miłość i wdzięczność. Kocham to uczucie.
Pamiętam ,kiedy po raz pierwszy byłam na pokazie filmu w 4D.
Popłakałam się! Myślałam, że to z nadmiaru wrażeń, które spadły na mój ledwie wtedy przetrzeźwiały mózg :) Ale nie, ja do dziś płaczę ze wzruszenia.
Łezki płyną, kiedy widzę piękne niebo, morze, łąkę. Albo...pingwina.
Widziałam żywego pingwina w londyńskim SEA LIFE AQUARIUM i też nie umiałam zapanować nad wzruszeniem.
Choć to nieco krępujące, to jednak uważam tę cechę za dar.
Dziękuję Komuś, kto tym wszystkim włada ,że dał mi szansę zobaczenia tylu pięknych rzeczy.
piątek, 10 października 2014
CO ROBIĆ,ŻEBY NIE WRÓCIĆ DO NAŁOGU?
TU ZNAJDZIESZ WYKAZ MITYNGÓW AA
PROGRAM NA 24 H -OAZA SPOKOJU
Myślałam ostatnio o tym, jak dotychczas udawało mi się zachować trzeźwość.
O takich praktycznych radach, których mogłabym udzielić, gdyby ktoś chciał bym ich udzieliła...
Na początek ,bezwarunkowo trzeba się pozbyć WSZYSTKIEGO , co nam ten nałóg przypomina. W moim przypadku nie był to jedynie pozostały alkohol, kieliszki i szklanki do piwa. Musiałam też wymienić talerze, garnki, patelnie i kubki...Nie wiem dlaczego, ale wymiana tych sprzętów kuchennych bardzo mi pomogła.
Oczywiście myślałam o tym,że szkoda kasy...,że po co?...,że te stare są całkiem dobre...
Po namyśle jednak stwierdziłam,że na alkohol nigdy nie było mi żal pieniędzy i wydałabym na niego duuużo więcej niż na zakup tych rzeczy.
1)PROGRAM HALT:
Hasło powstało od pierwszych liter angielskich słów:
HUNGRY - głodny
ANGRY - rozgniewany
LONELY - samotny
TIRED - zmęczony
Nie da się zupełnie wyeliminować głodu, rozgniewania, samotności lub zmęczenia z naszego życia. Jednak da się je ograniczyć do niezbędnego minimum. Po prostu NIE PRZEDŁUŻAJ niepotrzebnie żadnego z tych stanów.
Ja zawsze zjadałam coś przed każdym dłuższym wyjściem. Nie musi to być wielki posiłek. Dobrze jest też nosić przy sobie coś małego do zjedzenia: batonik, jabłko, kawałek sera żółtego, kabanos (teraz już wszystko można kupić pojedynczo pakowane)
PICIE- jest bardzo ważne. Butelka napoju ZAWSZE przy sobie. W pracy KONIECZNIE zapewnić sobie stały dostęp do wody czy jakiegokolwiek innego, bezalkoholowego napoju.
GNIEW- jasne,że czasem się wkurzamy. Prawidłowym odruchem jest jednak USPOKAJANIE SIĘ. Głębokie oddychanie nie zawadzi. NIE WARTO MARNOWAĆ ŻYCIA NA ZŁOŚĆ. Nie ma na całym świecie takiego powodu, który byłby tego wart.
Nie uciekaj od ludzi. Czujesz się samotny, wydaje ci się,że nie ma NIKOGO z kim możesz spędzić czas? Pomyśl raz jeszcze. Często nasza choroba próbuje nam wmówić,że tak jest. Robi to TYLKO po to,żebyś miał wymówkę do sięgnięcia po ''ułatwiacz życia''.
W samotności rodzą się najgłupsze myśli. Potrafimy sobie wkręcić TAKIE scenariusze,że złamanie trzeźwości to już tylko kwestia czasu... Uciekaj od samotności.
Pracuj, ale nie daj się ''zajechać'' robotą. Nie bój się wykorzystać urlopu na żądanie, nie bój się zostawić zmywania naczyń na później. Kiedy czujesz,że potrzebujesz odpocząć-zrób to. Aktywnie lub nie. Drzemka w ciągu dnia? OCZYWIŚCIE,ŻE MOŻESZ!
2)Kolejnym bardzo ważnym elementem jest modlitwa. Niekoniecznie trzeba być gorliwym katolikiem. Ja początkowo modliłam się, bo tak mi doradzono. Na efekty tych modlitw, do bliżej nieokreślonego BOGA, musiałam chwilę poczekać, ale kiedy nachodziła mnie ochota na alkohol lub czułam się bezsilna wobec potrzeby napicia się, padałam (DOSŁOWNIE) na kolana i BŁAGAŁAM o pomoc. Mówiłam: Boże , sama sobie ze sobą nie radzę, pomóż mi, proszę. Tak bardzo chcę być trzeźwa.
Nieraz przy tym płakałam ...
Jednego jestem pewna. Te modlitwy wychodziły wprost z mojego serca, duszy. Były prawdziwe i szczere. A co najważniejsze: POMAGAŁY.
Takie zawierzenie Bogu-jako komuś, kto może nam pomóc , jest zbawienne.
3) AKCEPTACJA SWOJEJ BEZSILNOŚCI WOBEC NAŁOGU
Oj, nie było to łatwe. Przede wszystkim z powodu mojego przekonania,że muszę WALCZYĆ. Początkowo, kiedy pojawiała się ochota na picie WALCZYŁAM z nią.
Im bardziej walczyłam, na przykład wmawiając sobie (bez przekonania zresztą),że jej NIE MA, tym była większa.
Dopiero kiedy uznałam,że w tej walce ZAWSZE będę przegrywać, pogodziłam się ze swoją chorobą , a później zaakceptowałam ją. Może to śmiesznie zabrzmi, ale zaczęłam traktować ją jako osobny byt i rozmawiać z nią :).
Postanowilam pogodzić się z tym,że chęć napicia będzie się pojawiać i w zależności od nastroju starałam się albo czymś zająć (czytanie, spacer, siłownia, rozmowa z dziećmi, gotowanie, film, telewizja, modlitwa), albo mówiłam ,że jestem przecież na te ochotę przygotowana. Będzie mnie kusić, ale ja się nie poddam. Po prostu. Nie kupię alkoholu i już. Jak nie kupię , to nie użyję!
4)Nie żałuj sobie drobnych przyjemności. Każdy trzeźwo przeżyty dzień daje ci prawo do nagradzania siebie. Niech ci nie będzie żal pieniędzy, jeśli zakup książki, gry, bombonierki, lepszego jedzenia da Ci zadowolenie. Nie mówię tu o jakimś zakupowym szaleństwie, raczej o drobnostkach, które przez swój nałóg odstawiłaś/eś na boczny tor.
Nie musi się to zresztą wiązać z wydatkami. Przypomnij sobie co kiedyś sprawiało Ci przyjemność. Film? Książka? Rysowanie? Pisanie? Spacer? Ćwiczenia? Marzenia? Jeśli ciężko Ci coś wymyślić znajdź sobie nowe hobby. Nie jest to takie trudne. Trzeba jedynie próbować. W końcu trafisz na coś , co okaże się strzałem w dziesiątkę.
Ja, trzydziestokilkuletnia kobieta, kolorowałam obrazki dla dzieci :) Głupie? Nie sądzę. To skupienie na kolorach i wykonaniu odrywało mnie od ponurej ochoty na procenty.
Uważaj !!! CZĘSTO WYCHODZĄC Z JEDNEGO NAŁOGU, WPADAMY W INNY!!!
Staraj się zachować umiar. Bądź czujny.
5) Wysiłek fizyczny. Świetna metoda na poprawienie sobie nastroju. Nikt Ci nie każe bić rekordów świata. Wysiłek to również długi spacer, podczas którego możesz dodatkowo ujrzeć i docenić piękno natury. Rower, bieganie, pływanie, siłownia, zajęcia grupowe -na przykład aerobik czy taniec. Rób to, co lubisz.
Kiedyś usłyszałam o metodzie ''podskoków''. Zacznij skakać, podskakiwać kiedy masz doła. Działa odprężająco. Sprawdziłam :) A kiedy robisz to przed lustrem, działa podwójnie. Śmieszne miny i to jak wyglądamy skacząc, wprawia nas w dziecięco-radosny humor.
Puść muzykę i tańcz, śpiewaj jeśli lubisz. Co z tego,że nie potrafisz. Jeśli sprawia Ci to przyjemność-rób to!
6) Nie dołuj się sytuacjami które miały miejsce z powodu Twojego uzależnienia. Jednak pamiętaj o nich. Pomogą Ci zachować trzeźwość.
Coś wyjątkowo Cię boli? Łzy bliskich? Kac moralny po jakimś nietrzeźwym zachowaniu? Pod wpływem swojego wspomagacza zrobiłaś/eś coś czego się wstydzisz?
Pamięć o tych wydarzeniach może skutecznie pomóc w trzeźwieniu, pod warunkiem,że będziesz pamiętać o BARDZO ważnej rzeczy: PRZESZŁOŚCI NIE ZMIENISZ, ALE MOŻESZ SWOIM OBECNYM ZACHOWANIEM UDOWODNIĆ SOBIE I ŚWIATU,ŻE SIĘ ZMIENIŁAŚ/EŚ. MOŻESZ ZADOŚĆUCZYNIĆ SWOIM BLISKIM , jeśli ich skrzywdziłaś/eś.
''Z każdej dobrej drogi można zbłądzić, a z każdej złej-zawrócić''.
Przeproś kogo trzeba. Jednak nie popadaj z jednej skrajności w drugą. Jeśli jest coś, co wychodząc na światło dzienne skrzywdzi kogoś niepotrzebnie, zachowaj milczenie.
7) Bądź egoistą. ZDROWYM egoistą. Przestań się naginać. Naucz się mówić nie,jeśli czujesz,że coś nie jest dla Ciebie. Zacznij mówić o swoich uczuciach,kiedy sytuacja tego wymaga.
Przykład: kiedyś bliskie mi koleżanki chciały mnie odwiedzić i zapytały czy mogą przynieść alkohol. Powiedziałam NIE. Przyszły, ale bez procentów.
Ktoś Ci dokucza z powodu Twojej trzeźwości? Wyśmiewa? Namawia? Zerwij a tą osobą kontakt. Nie jest warta Twojego czasu. To ta osoba ma problem, nie TY. TY POSTĘPUJESZ WŁAŚCIWIE. Jeśli ktoś tego nie akceptuje, to trudno. Niepotrzebni Ci tacy znajomi. Obiecuję,że poznasz innych ludzi. Dla których Twoja trzeźwość będzie zaletą, a nie wadą.
8)Unikaj miejsc, gdzie możesz dać się skusić.
O ile siedząc w domu nie jest tak łatwo sięgnąć po ''ułatwiacz'' bo przecież za każdym razem wymaga to jakiegoś poświęcenia -trzeba się ubrać, czasem umyć czy zrobić makijaż, wziąć portfel, wyjść z domu no i bić się z myślami (iść czy nie iść?) , o tyle w miejscach gdzie nasz wspomagacz jest ogólnodostępny sprawa jest dużo bardziej niebezpieczna.
Możemy zaprzepaścić dotychczasową trzeźwość przez głupi odruch.
Z mojego doświadczenia: unikałam przechodzenia koło wszelkich regałów z alkoholem. O typowych sklepach z nim, nie wspomnę. Knajpy omijałam szerokim łukiem. Imprezy? Odrzucałam zaproszenia. NIEJEDNOKROTNIE UCIEKAŁAM DO DOMU bez zakupów kiedy w supermarkecie czułam,że mogę dać się skusić i przy okazji dorzucić flaszkę.
Po prostu: NIE WYSTAWIAJ SWOJEJ SILNEJ WOLI NA PRÓBĘ. Bo możesz przegrać.
9) Ucz się SIEBIE. Masz jakieś wady, które Cię drażnią? Jesteś człowiekiem wybuchowym? Zamkniętym w sobie? Głośnym? Zbyt uległym albo odwrotnie- nachalnie narzucasz innym swój tok myślenia? Chcesz to zmienić? MOŻESZ to zrobić! To ta dobra wiadomość. Gorsza? To potrwa.
Nie myśl o sobie źle tylko dlatego,że masz jakieś wady. NIE TY CAŁY JESTEŚ DO NICZEGO! JEDYNIE NIEKTÓRE TWOJE NAWYKI I ZACHOWANIA.
Wielkim sukcesem jest zdać sobie sprawę z własnych słabości i wad charakteru.
Receptą na ich wyeliminowanie lub przywrócenie niektórych cech do prawidłowego funkcjonowania jest szczerość. Z SAMYM SOBĄ.
W życiu tak często udajemy kogoś kim nie jesteśmy,że w końcu sami zaczynamy wierzyć w to,że jesteśmy tym kimś, za kogo się podajemy. Udajemy zbyt pewnych siebie- choć w środku jesteśmy wystraszeni, udajemy szczęśliwych-choć jesteśmy o krok od depresji, uśmiechamy się-choć chce nam się wyć, udajemy,że wszystko najlepiej wiemy-choć tak naprawdę wiemy wielkie NIC... To udawanie w końcu rodzi frustrację. Zerwij z tym.
Pracuj nad sobą. W każdy możliwy sposób.
Czytaj i słuchaj jak inni sobie poradzili. Ucz się na doświadczeniu innych.
Przede wszystkim określ sam przed sobą kim jesteś. To jest najtrudniejsze. A potem staraj się dążyć do szczęścia. Pokochanie siebie wymaga sporej pracy.
Mnie drażniło (między innymi) moje ubolewanie nad wszystkimi i wszystkim. Wciąż się zamartwiałam problemami innych ludzi. Rezygnowałam z własnych potrzeb, aby zaspokoić oczekiwania otoczenia. Wiedziałam,że nie jest to dla mnie dobre. Pracowałam nad tym ponad dwa lata. Udało się. Nie jestem teraz bezduszna. Nadal mi przykro kiedy widzę nieszczęścia innych. Jednak nie jest to już UBOLEWANIE , a zwyczajny, krótkotrwały żal. Zawsze pomogę, kiedy ktoś poprosi. Jest jednak jeden warunek: nie zakłóci to mojego trzeźwienia w żaden sposób.
Są bowiem rzeczy dla mnie ważne i ważniejsze. Najwyżej cenię sobie swoją trzeźwość. Pod nią też układam (na ile się da) moje życie.
10)DBAJ O SIEBIE. O swoje potrzeby. Te fizyczne i psychiczne.
Pozwalaj sobie na smutek, ale nie zatracaj się w nim. Ciesz się życiem, ale staraj się nie popadać w euforię. Wszelkie SKRAJNE , długotrwałe uczucia szkodzą Twojej trzeźwości.
Złoty środek-to powinien być Twój cel w każdej sytuacji i w każdej dziedzinie życia.
Powodzenia :)
środa, 8 października 2014
NIC NIE BOLI TAK, JAK ŻYCIE
Boże,
użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym,
czego nie mogę zmienić.
Odwagi, abym zmieniał to,
co mogę zmienić.
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
Pozwól mi co dzień
Żyć tylko jednym dniem
i czerpać radość z chwili, która trwa;
i w trudnych doświadczeniach losu ujrzeć
drogę wiodącą do spokoju;
i przyjąć – jak Ty to uczyniłeś
- ten grzeszny świat takim,
Jakim on naprawdę jest,
a nie takim jak ja chciałbym go widzieć;
i ufać, że jeśli posłusznie poddam się Twojej woli,
to wszystko będzie jak należy.
Tak bym w tym życiu osiągnął umiarkowane szczęście,
a w życiu przyszłym, u twego boku, na wieki posiadł
szczęśliwość nieskończoną.
Marek Aureliusz
W tej modlitwie zawarte jest wszystko czym powinniśmy się kierować.
Cała mądrość.
Bardzo się staram pamiętać o tym aby właśnie TAK żyć.
Nie jest to bardzo trudne ,kiedy wszystko układa się po mojej myśli, ale wystarczy
jakieś nieprzyjemne wydarzenie, sytuacja, na którą nie mam wpływu i cała mądrość ze wszystkich znanych mi modlitw, sentencji ,wykładów i książek idzie na moment w kąt.
Potrzebuję kilku, kilkudziesięciu minut na przypomnienie sobie jak żyć...
Szczególnie trudne jest to w przypadku cierpienia moich bliskich.
Bezsilność w takich sytuacjach odbiera mi spokój i możliwość racjonalnego myślenia.
Najtrudniej jest mi pogodzić się z własną niemocą.
Wtedy, kiedy wszystkie inne metody zawodzą, myślę sobie: Skoro JA przeżywam swoje życie ucząc się (lub nie) na własnych doświadczeniach , błędach i upadkach, to i wszyscy inni ludzie żyją i przeżywają swoje istnienie podobnie.
Czym zawinili moi Rodzice , Siostry , Przyjaciele czy choćby mniej lub bardziej znajomi mi ludzie pojawiający się na moment w moim życiu ze swoimi często dobrymi radami , że popełniłam tyle błędów ?
NICZYM.
Nikt nie mógł mi w żaden sposób pomóc czy wyzwolić dopóki SAMA nie zrozumiałam ,że żeby ŻYĆ pełnią życia trzeba się pogodzić z tym wszystkim, co nas spotyka.
Żaden inny człowiek , oprócz mnie samej nie może dać mi szczęścia , ale i nie może mnie w żaden sposób skrzywdzić. Żeby tak było MUSZĘ MU NA TO POZWOLIĆ, w obu przypadkach.
O ile ze swoim cierpieniem łatwiej się jest pogodzić , a nawet czasem zrozumieć skąd się wzięło, o tyle ciężej jest pogodzić się z cierpieniem bliskich i swoją bezsilnością wobec ich wyborów.
Trzeba sobie ciągle przypominać,że powiedzenie ''ŻYJ I POZWÓL ŻYĆ INNYM'' nie mówi jedynie o tolerancji i przyzwoleniu na ''dziwactwa'' w życiu innych. Mówi też o tym,że nie możemy brać na siebie zbyt dużej odpowiedzialności za niemądre decyzje podejmowane nawet przez naszych najbliższych.
Musimy POZWOLIĆ IM ŻYĆ.
I BYĆ, kiedy nas potrzebują.
sobota, 4 października 2014
ODŚWIEŻAM PAMIĘĆ
piątek, 3 października 2014
TRZEŹWIEĆ BEZ WSPÓLNOTY AA
Jaką rolę odgrywa wspólnota AA w życiu trzeźwiejącego alkoholika?
OGROMNĄ. To fakt.
Szczególnie w pierwszych trzeźwych dniach czy tygodniach.
Kiedy 4 lata temu podjęłam pierwszą, nieudaną zresztą , próbę uwolnienia się od
alkoholu, wokół widziałam samych pijących ludzi.
Dzieliłam ich wtedy na dwie grupy. Pierwsza to menele spod sklepu. W moim mniemaniu daleko mi było do nich. Byli oni niedomyci, pili tanie wino albo ''lewy'' spirytus, a i innymi wynalazkami nie gardzili. Często nie mieli domów i sypiali na klatkach schodowych.
Wzbudzali lęk i obrzydzenie wśród przechodniów, którzy spodziewali się ataku w stylu:
-Eee! Dorzuć piątala!
Druga grupa to ''porządni'' pijacy. Tacy jak ja (he, he)
Ludzie mający pracę, dom, czasem rodzinę.Upijający się, jednak zazwyczaj zachowujący się poprawnie. Niezaniedbujący swych obowiązków.
Mój problem wówczas, polegał na tym, że nigdy nie słyszałam od tych ludzi żadnej skargi.
Nikt, ani ''menel'', ani ''porządny'' nie narzekał na żadne niedogodności związane z piciem.
Dlaczego więc JA narzekałam? Dlaczego to mnie akurat było źle z moim pijaństwem?
To głupie rozmyślanie spowodowało , że poczułam się bardzo samotna.
Wydawało mi się , że TYLKO MNIE jest okropnie źle z powodu picia. Przecież inni nie narzekali...A ja chciałam sobie odebrać życie!
Kiedy podjęłam ,przypadkową skądinąd decyzję ,że oto zmieniam swoje pijane dogorywanie na trzeźwe życie, pierwszą myślą było: Jesssuuu, jaka ja będę samotna!
Trafiłam na WSPANIAŁY miting AA, gdzie poznałam ludzi takich jak ja.
To było coś! To mi dodało odwagi. Już z chwilą ,kiedy podchodziłam do salki przykościelnej, gdzie dwóch stojących tam mężczyzn zapytało mnie z ciepłym uśmiechem czy mogą mi pomóc i czy czegoś szukam, poczułam się spokojniejsza. A niemal w euforię wpadłam, kiedy po wejściu do sali zaraz ktoś do mnie podszedł, przywitał się, wyjaśnił jak to działa...
- Jestem w domu -myślałam- wreszcie wśród swoich.
Tamta próba nie była udana, wytrzymałam w abstynencji zaledwie miesiąc.
Wiele czynników się na to złożyło. Dziś to wiem. Jednak to nie temat na teraz.
Dziś, po trzech latach trzeźwienia bez wspólnoty, wiem jedno.
AA daje ludziom chorym, którzy zaczynają trzeźwe życie, NADZIEJĘ.
Wcześniej wydaje nam się ,że sytuacja jest nie do przeskoczenia: chcemy przestać pić, ale życie na trzeźwo tak bardzo boli,że nie dajemy rady. Poddajemy się i pijemy znów. Do momentu, w którym chęć skończenia z chlaniem jest tak silna,że podejmujemy kolejną próbę. Po to, by rozczarowani niby- trzeźwością , wrócić do picia. I tak w kółko. Latami...
W końcu stajemy na rozdrożu. Wiemy, że jest coś takiego jak terapia, jak AA, jak mitingi. Wiemy też, że sami nie radziliśmy sobie dotychczas z porzuceniem starego , pijanego życia.
Widzimy już tylko dwie drogi, a nie jak do tej pory- trzy.
Pierwsza droga to chlanie aż do śmierci i życie z tym koszmarnym bólem duszy.
Druga ,to prośba o pomoc czyli AA i terapia.
Trzecia droga-samotna walka, zniknęła. Wiemy już bowiem ,że sami sobie nie poradzimy. Przecież już próbowaliśmy...
AA daje nam również PRAKTYCZNE wskazówki.
Nie być złym, głodnym, spragnionym...Uważać na skrajne emocje, starać się zachować we wszystkim równowagę...Zająć czymś swoją uwagę, co odsunie nasze myśli od alkoholu...Wysiłek fizyczny... I wiele, wiele innych wspaniałych, mądrych i niezmiernie potrzebnych rad. KORZYSTAM Z NICH DO DZIŚ.
A jednak trzeźwieję bez mitingów i bez terapii.
Dlaczego?
Dlatego ,że próbowałam ''z'' i źle się z tym czułam.
Nie chciałam i nadal nie chcę być przede wszystkim ALKOHOLICZKĄ. Jestem nią, pogodziłam się z tym. Jednak nie chcę żeby moja choroba była punktem głównym mojego życia.
Nie mam i nigdy nie będę mieć odwagi aby powiedzieć próbującemu przestać pić alkoholikowi, że da sobie radę bez AA.
Nie mam i nigdy nie będę mieć odwagi aby powiedzieć takiemu człowiekowi, że da radę ,ale TYLKO Z AA.
Jestem przekonana ,że można trzeźwieć bez wspólnoty. Uczyć się siebie na nowo, zaglądać w zakamarki swej duszy, ulepszać co się da i przeganiać ''złe duchy''. Naprawdę DA SIĘ.
Może to trudniejsza droga, ale również prowadzi do celu.
Niektórzy, tacy jak ja, potrafią się obejść bez terapii i bez mitingów, ale(!!!) nie byłabym teraz trzeźwa , gdybym nie spróbowała trzeźwieć kiedyś we wspólnocie. Gdybym dzięki niej nie poznała niektórych mechanizmów choroby.
Piłabym nadal, gdybym nie przeczytała ''Życia w trzeźwości'' i ''ANONIMOWYCH ALKOHOLIKÓW''. Gdybym przez pierwszy rok po zaprzestaniu picia nie rozpoczynała każdego dnia z ''Codziennymi refleksjami''. Wreszcie: gdybym nie wiedziała ,że takich ludzi jak ja jest więcej i, że w każdej chwili mogę się do nich zwrócić o pomoc lub tylko pójść ich wysłuchać...
Jeśli chcesz zmienić swoją pijaną wegetację na radosne, trzeźwe życie zwróć się o pomoc do AA. Czy z nimi zostaniesz czy pójdziesz własną drogą? Czas pokaże.
Bez chociażby podstawowej znajomości zasad , które musisz wdrożyć w swoje nowe, trzeźwe życie, a które to zasady poznasz jedynie we wspólnocie, nie będziesz trzeźwieć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)