poniedziałek, 16 stycznia 2012

Po kazdej nocy przychodzi dzien...


Powiem tak: kolega, z ktorego powodu bylo mi smutno, jest
nadal w UK.
Skontaktowal sie dzis ze mna i tak bardzo mnie ucieszyla
rozmowa z nim, ze spac nie moge :)

Pomyslalam dzis, po bardzo mile spedzonym popoludniu i wieczorze,ze
nie wybaczylabym sobie, gdybym sie napila na przyklad w ten smutny
piatek.
Gdybym sie napila, wkrecajac sobie,ze mialam powod( w tym
przypadku znikniecie kolegi T.)
to jak ja bym sie dzis czula?
Nie dosyc, ze z bolacym sumieniem, kacem(rowniez moralnym, a moze przede wszystkim),
to w dodatku okazaloby sie ,ze moj powod do picia zniknal!
Kolega T. ma sie dobrze, wiec powodu do chlania nie ma!
To by byl dopiero powod do dalszego pijanstwa!

Oto ostatnich kilka dni czegos znow mnie nauczylo.
Nie mamy pojecia jaki los jest nam pisany.
Czy warto w takim razie zapijac smutki?
Nie warto.
Bo one jutro moga nie istniec.
Wszystko sie moze zmienic...

Czulam sie samotna wczoraj i przedwczoraj
i kilka dni temu...
A dzis kilkoro znajomych skontaktowalo sie ze mna.
A nawet poznalam kogos nowego.

Poslalam kartke swiateczna na adres grupy AA,od
ktorej zaczelam swoje ''leczenie''.
I ktos, nowy, kto byl obecny na mitingu, na ktorym
odczytana zostala moja wiadomosc,
skontaktowal sie ze mna.
Jakiez to mile.
Pewnie nawzajem siebie potrzebujemy.

'' A po nocy przychodzi dzien,
a po burzy spokoj...''

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz