środa, 11 stycznia 2012

Sens istnienia...

Zyje sobie spokojnie, nawet szczesliwie, wierzac,ze trzezwienie to fajna sprawa.
Co raz wiecej spraw staje sie jasnych, ciesza mnie przyziemne sprawy, zaufalam Bogu.
Powoli staje sie z siebie dumna, co raz bardziej radosna , zaczynam wierzyc ,ze wszystko
 to ma sens i ,ze bedzie dobrze...
I BUM!
Raz po raz slysze o zapiciach mniej lub bardziej znajomych alkoholikow.
Wkurzam sie,  czuje zlosc!

Ale ta zlosc jest spowodowana...strachem.
Bo skoro on/ona zapili, to przeciez ja tez moge...a nie chce przeciez!
I pojawia sie pytanie: jaki to wszystko ma sens? Niedlugo i tak umrzemy.
Dzieci beda i tak zyc kiedys beze mnie, najwyzej z nieco nieszczesliwym dziecinstwem
w pamieci, jakimis niedobrymi wspomnieniami o matce,
moze z jakas skaza psychiczna...
Ale BEDA! Beze mnie, tak czy inaczej.

Jednak serce podpowiada, ze przeciez kocham siebie trzezwa,
kocham moje zycie takim, jakie jest teraz.
Ktos sie napil? Po latach, a moze miesiacach czy dniach, trzezwienia?
Oto kolejna lekcja dla mnie: BADZ CZUJNA.

Na razie jednak wierze, ze warto sie starac o swoja trzezwosc,
o pogodniejsze zycie. Jak dlugo? Nie wiem.
Ale staram sie o tym nie myslec.
DZIS jest najwazniejsze.
Prawda???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz