
niedziela, 25 sierpnia 2013
KONIEC
DZIĘKUJĘ Wszystkim czytającym.
Zamykam ten blog, ten rozdział mojego życia i mojego trzeźwienia.
Rozpoczynam nowy etap.
Ewelina.
sobota, 24 sierpnia 2013
Jak sobie radzić bez alkoholu?
Ostatni tydzień w pracy był ciężki. Bardzo stresujący.
Nie mamy wystarczająco dużo pracowników, ale nikogo to nie interesuje.
Wszystko ma być zrobione.
Pod koniec jednego z tych dni koleżanka powiedziała,że chyba
się dziś upije. Na ''odstres''.
Zaśmiałam się i powiedziałam: Widzisz jak ja mam ciężko?
Ty po takim dniu przynajmniej się napijesz, a ja biedna?
Oczywiście obie wiedziałyśmy,że wcale chętnie bym się nie napiła,ale
za to chętnie się odstresuję.
To było w pracy, ale przecież jest mnóstwo innych spraw, którymi
żyję, które mnie denerwują, którymi się martwię...
Zdrowy człowiek pójdzie na piwo ze znajomymi, wygada się i jakoś
mu ulży.
Alkoholik ,pijący, też się napije, wygada się lub nie i też sobie jakoś
poradzi-przynajmniej chwilowo.
A ja?
A ja ćwiczę. Bieżnia, siłownia, basen...To mi pomaga.
W dni , kiedy nie mam siły na ruch, mam lody albo nutellę albo jedno i drugie :)
No i łóżko, książkę,muzykę lub film.
Też całkiem dobry sposób na wyciszenie.
Kiedy przestawałam pić myślałam o tym jakim cudem poradzę sobie
z życiem bez alkoholu.
Z problemami, ze zdenerwowaniem ,z własną bezsilnością wobec niektórych
sytuacji...
Zmęczenie fizyczne jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem.
Jestem bardzo zadowolona z tego,że 2 lata temu wpadłam na pomysł
powrotu na siłownię.
I jestem wdzięczna za to,że ktoś wymyślił lody :)
To mój substytut procentów.
Stąd też dzisiejsza fotka: ja z wieeelkim lodem :)
Celowo wybrałam swoje zdjęcie.
Chcę żeby osoby, które tu zaglądają
wiedziały,że JESTEM PRAWDZIWA. Istnieję :)
Kiedy naprawdę chce się zachować trzeźwość,jest to możliwe.
Nie ma rzeczy niezastąpionych.
Trzeba tylko trochę pomyśleć nad sobą.
Trzeba się troszkę wysilić i przypomnieć sobie co poza alkoholem
daje nam ukojenie?
Może dobre jedzenie? Herbatka z cytryną? Ciastko?
Drzemka? Spacer?
Możliwości jest tysiące.
Trzeba je testować na sobie i wybrać najlepszą opcję.
Jeśli się chce...
niedziela, 28 lipca 2013
Lista marzeń
Zastanawiałam się ostatnio nad tym, czy ja w ogóle mam jeszcze jakieś
marzenia?
Żyję z dnia na dzień.
Mam w myślach plany związane z codziennym życiem.
Ale to są plany. Realne i w miarę proste do zrealizowania.
A co z marzeniami?
Życie bez marzeń czy bez jakiegoś innego celu niż codzienność, nie ma
sensu. Nie ma smaku.
Nawet gdy pojawiają się w mojej głowie jakieś piękne myśli, marzenia,
odkładam ich realizację na później. Na bliżej nieokreślone ''lepsze czasy''.
Zawsze fascynowały mnie podróże. Będąc nastolatką chciałam być
dziennikarką. Reporterem właściwie.
Jeździć po świecie i przekazywać ludziom co się dzieje.
A przy okazji uczyć się świata ...
Poznawać nowych ludzi, nowe miejsca, inne kultury
niż europejska...
Jednak będąc w liceum zaszłam w ciążę i marzenie o byciu dziennikarką
przeszło na dalszy plan, a z czasem rozpłynęło się gdzieś pomiędzy
pieluszkami , a brakiem pieniędzy.
Dziennikarką już nie zostanę, ale mogę przecież podróżować.
Dotychczas odkładałam tę chęć zwiedzania świata na czas, kiedy
będę miała więcej pieniędzy.
Ale prawda jest taka,że pieniędzy nigdy nie jest wystarczająco dużo.
Zawsze pojawiają się jakieś niespodziewane lub spodziewane
wydatki.
Wydaję kasę na jedzenie,środki czystości, ubrania, benzynę,opłaty,
sprawianie drobnych przyjemności dzieciom...
A gdzie poza zwyczajną konsumpcją jest życie ?
Lekko przeraża mnie myśl,że podróże to już wszystko o czym marzę.
Jasne, chcę jeszcze wielu rzeczy:
Chcę z powrotem zamieszkać
z moim kochanym S., chcę kupić dom, chcę przeczytać jeszcze
wieeeele książek...
Ale to już są ''tylko'' plany. Wiem,że jestem w stanie je zrealizować.
A co z marzeniami?
Czyżby już wszystkie się spełniły?
Chyba tak...
Marzyłam o spokoju-mam go.
Marzyłam o tym,żeby przestać pić- załatwione.
Marzyłam o rozstaniu z moim ex- rozstałam się.
Mieć kochającego mężczyznę u boku- jest :)
Widzieć uśmiech synów- widzę każdego dnia.
Plany od marzeń różnią się jedynie tym,że co do planów jesteśmy
prawie pewni,że je zrealizujemy. A z marzeniami tej pewności mieć nie
możemy.
To co dla mnie jest marzeniem, dla innego może być jedynie planem.
I odwrotnie.
Myślę ,że czas postawić sobie nowe cele, pomyśleć nad realizacją
dotychczasowych marzeń i postarać się marzyć dalej.
Choć im jestem starsza tym mniej marzeń zostaje...
Już sama nie wiem czy to dobrze czy źle?
środa, 24 lipca 2013
Wiem,że jesteś tam...
Piszę zawsze wtedy, kiedy MUSZĘ ...
A dziś muszę to napisać, choć mówiłam Ci to już tysiąc razy :)
KOCHAM CIĘ.
Za Twoją dobroć, ciepło,spokój...Za to,że jesteś zawsze wtedy, kiedy
Cię potrzebuję.
Za to,że mnie kochasz i tak pięknie potrafisz to okazać.
Za to,że jesteś takim dobrym człowiekiem, za to,że kochasz i szanujesz swoje Córki i Mamę.
Za to,że szanujesz moich Synów i jesteś dla nich taki dobry.
Za to,że nie ograniczasz mnie w żaden sposób i pobudzasz do działania.
Za to,że dzielnie i z cierpliwością godną podziwu znosisz moje gorsze dni.
Jesteś Mężczyzną, którego zawsze chciałam poznać, o którym
zawsze marzyłam.
Delikatny, a jednocześnie silny.
Takiego partnera,męża,przyjaciela życzę każdej kobiecie.
Jestem szczęśliwa,że mieliśmy szansę się poznać i ,że jesteśmy razem.
SZALEJĘ ZA TOBĄ.
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO mój Kochany S
sobota, 29 czerwca 2013
Życie jest takie ulotne...
We wtorek odszedł mój kuzyn. Miał 38 lat. Spędziliśmy razem dzieciństwo.
Nie tak dawno, po dłuższej przerwie odezwał się do mnie.
A teraz Go nie ma.
Takiej wiadomości z Polski się nie spodziewałam.
Po raz kolejny okazuje się,że życie to tylko chwila.
Nie ma potrzeby przywiązywać się do czegokolwiek na tej Ziemi.
Uczucia, miłość , nasi bliscy, to jest to, czemu warto się poświęcić.
Żadne pieniądze, materialne dobra nie są ważne.
Tylko więź z ludźmi.
To jedno warto pielęgnować.
JEMU jest już dobrze.
Żal mi Jego Rodziców, Siostry, Żony i Synów...
Och życie...
W biegu zapominamy o tym, co jest naprawdę ważne.
Dopiero takie tragedie uświadamiają nam prawdę.
Przystajemy na chwilę, zdajemy sobie sprawę,że
życie jest bardzo kruche...I wracamy do swoich spraw.
Obowiązki, opłaty, zakupy, jakieś śmieszne problemy...
Szkoda,że tak trudno jest pamiętać o sensie istnienia
w tym młynie życia.
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Zmiany...
nie mamy na nie wpływu.
Jednego dnia postanowiliśmy z moim ukochanym S.,że zamieszkamy osobno.
Niedaleko siebie najlepiej, ale osobno.
Nie była to decyzja podjęta pod wpływem emocji czy chwili.
Powodem nie była również żadna kłótnia czy inne nieporozumienia.
Po prostu... KASA rządzi światem.
Tak też zrobiliśmy.
Wkrótce potem, spadła na mnie cała lawina zmian.
Okazało się,że moja znajoma potrzebuje pomocy i na krótko zamieszka ze mną.
A zaraz po Niej, moja Siostrzenica znalazła się w nieciekawym położeniu
więc i Jej zaoferowałam swoją pomoc i miejsce w moim domu.
W ten sposób w przeciągu tygodnia zamieszkałam bez kochanego S., ale za to
z ukochaną siostrzenicą, a za moment dołączy znajoma...
Nie wiem czy alkoholizm jest tego powodem, ale ja bardzo przeżywam
wszelkie rewolucje życiowe.
Wszystko działo się tak szybko!
Zbyt szybko.
Z jednej strony bardzo się cieszyłam,że mogę pomóc i,że dziewczyny
zamieszkają ze mną.
A z drugiej był żal. Chyba nadal jest...
Kochałam nasze życie z S. pod jednym dachem.
Ten spokój i radosny nastrój.
Tęsknię za tym.
Mam Go na wyciągnięcie ręki, mieszka blisko.
Kontaktujemy się codziennie , a prawie codziennie się widujemy.
Jednak ciągle dręczy mnie poczucie straty czasu.
NASZEGO CZASU.
Staram się jakoś panować nad smutkiem.
Wczoraj jednak już nie dałam rady i po spotkaniu z S., kiedy
wróciłam do domu zwyczajnie się popłakałam.
Nie potrafiłam powstrzymać łez!
Chyba cały żal ze mnie wypłynął.
Dziś czuję się już lepiej.
Jestem pozytywnie nastawiona do tego co się u mnie
teraz dzieje.
Ciągle mam wrażenie,że ''coś'' kieruje naszym życiem...
O wyprowadzce S. myśleliśmy już wcześniej, ale dopiero teraz
postanowiliśmy konkretnie,że tak będzie lepiej.
Wkrótce okazało się ,że dwie osoby liczą na mnie i na kąt w moim domu.
Gdyby S. mieszkał z nami, nie byłoby to już takie proste.
Pewnie i tak byśmy pomogli, ale byłoby nam bardzo ciasno.
A tak? Jest miejsce dla wszystkich. Bez tłoku.
Jeszcze 3 tygodnie temu nie pomyślałabym,że tak to się potoczy...
No nic. Trzeba sobie poukładać ''nowe'' życie wg nowych zasad
i z nowym rytmem dnia.
sobota, 25 maja 2013
Małymi kroczkami do przodu :)
Myślałam ostatnio nad swoim zachowaniem oraz nad tym , co jeszcze mogłabym
w sobie poprawić-zmienić na lepsze.
Robiłam to z czysto egoistycznych pobudek. Wszyscy chyba wiemy,że im
lepiej funkcjonujemy z innymi ludźmi, tym lepiej nam samym ze sobą.
I odwrotnie :)
Tak więc męczyła mnie nieprzyjemna atmosfera w pracy ,którą
sama poniekąd nakręciłam.
Razem z innymi pracownikami byliśmy przeciwko naszej szefowej.
Szefowa: kiepski menadżer; zbyt wrażliwy człowiek jak na to,że ma
rządzić; zbyt wystraszona ludźmi ''siedzącymi'' wyżej, aby wywalczyć
cokolwiek. Nie szanująca SIEBIE zupełnie w relacjach z osobami będącymi
nad nią, ale traktująca swoich pracowników jak półgłówków.
Uważająca się za jedyną osobę, która może ogarnąć nasz dział...
Wkurzająca jednym słowem.
ALE!
Wspaniała koleżanka, zawsze można na niej polegać w prywatnym życiu,
dobra, spokojna, chętna do pomocy w każdej sytuacji.
Postanowiłam jakoś tę niezręczną sytuację rozwiązać, bo miałam wyrzuty
sumienia będąc w komitywie z innymi, przeciwko J.
Przecież ta sama drażniąca mnie nie raz szefowa, wielokrotnie
pomogła mi prywatnie...
Była kiedyś fajną koleżanką, z którą spędzałam dużo czasu.
Ale nakręcona przez samą siebie i znajomych z pracy, odwróciłam się
od niej.
Teraz staram się to naprawić.
Zrozumiałam jej dziwne zachowanie i wybaczyłam jej
drobne świństwa, które mi zrobiła.
Przecież NIKT nie jest ideałem. Każdy popełnia błędy...
A biorąc pod uwagę jej dobre i złe uczynki, dobro ma przewagę.
Powiedziałam jej ostatnio,że jest dobrą koleżanką.
Zaskoczyłam ją.
Zapytała czemu tak sądzę.
Odpowiedziałam,że ZAWSZE można na nią liczyć. PRYWATNIE.
Ucieszyło ją to. Widziałam to w jej oczach :)
Niedługo odwiedzi mnie w domu i wtedy, mam nadzieję, delikatnie
powiem jej dlaczego ostatnio byłam dla niej nieprzyjemna.
Kolejna sprawa to dziewczyna , którą w sumie traktuję jak
młodszą siostrę.
Ostatnio nieładnie mnie potraktowała.
Nie opisując szczegółów - skończyło się tym,że powiedziałam jej,że
nie chcę mieć takich znajomych jak ona.
Bo to prawda.
Nie chcę mieć ''przyjaciół'', którzy mnie nie szanują.
To też uważam za swój mały sukces. Mimo,iż jest efektem
mniej przyjemnej sytuacji.
Wreszcie nauczyłam się walczyć o swoje, nie nakręcając się
niepotrzebnie.
No. Może nie : ''nauczyłam się'', a wciąż ''się uczę''.
Jednak pierwsze małe kroczki za mną.
Nie tak dawno żyłam ''pod innych''.
Teraz żyję dla siebie.
Wyraźnie widzę różnicę.
Żyję dla SIEBIE, ale tym samym jestem lepszym człowiekiem
dla innych.
:)
sobota, 18 maja 2013
Zapicie
Wczoraj otrzymałam bardzo nieprzyjemną wiadomość.
Koleżanka z Polski, która mnie pomogła wyjść z bagna, alkoholiczka, trzeźwa
od około 6-7 lat, zapiła...
I to podobno porządnie.
Bardzo mnie to rozbiło.
Kiedy słyszysz,że obcy ludzie zapijają, mniej ci znani, to jasne, nie jest to
miłe,ale kiedy zdarza się to komuś bliskiemu...To jest ból.
Dla mnie podwójny. Bo to właśnie ona popchnęła mnie w dobrym kierunku.
W kierunku trzeźwości.
Wraz z inną koleżanką ''po fachu''-trzeźwą alkoholiczką, próbowałyśmy się z nią
skontaktować, bez skutku.
Ale tak naprawdę , to co my możemy zrobić?
Nic.
Wystraszyła mnie ta wiadomość.
Ale też wyostrzyła czujność.
Skoro ONA zapiła po tylu latach, to mnie może spotkać to samo...
Więc co mogę zrobić,żeby do tego nie dopuścić?
Nadal dbać o siebie, o swoją trzeźwość.
Wystrzegać się niebezpiecznych sytuacji.
Obym nigdy nie musiała się przekonać jak ONA się teraz czuje...
sobota, 11 maja 2013
Trzeźwą być
Mój starszy syn miał ostatnio trochę osobistych problemów.
Starałam się go wspierać w tym trudnym czasie, ale czy mi się udało?
Nie wiem.
Wczoraj kolejny raz zwrócił się do mnie o pomoc.
Wczułam się w jego położenie i faktycznie, mógł się czuć fatalnie.
Kiedy wyszedł, ja ciągle jeszcze byłam ''nakręcona'' jego sprawą.
Znów przeszła myśl: napij się!
Taki odruch bezwarunkowy, pozostałość po pijanej przeszłości.
Przestałam myśleć o synku i skupiłam się na sobie.
Jak zwykle w takich momentach pomogły wspomnienia.
Przez sekundę , dosłownie, pomyślałam o tym jak się czułam
pijąc. Pomogło natychmiast.
Z tymi myślami to jest tak: pojawiają się nagle.
Jakby chciały mnie ''sprawdzić''.
Dam się skusić czy nie?
Nie wyobrażam sobie,że mogłabym się poddać.
Wystarczy tak naprawdę chwilka zastanowienia
i zawsze wygrywa trzeźwość.
Myślę o tych alkoholikach, którzy mimo jakiegoś okresu
trzeźwości decydują się napić.
Nie potępiam ich, absolutnie nie.
Tylko zastanawiam się co nimi kieruje?
O ile na początku, przez kilka pierwszych miesięcy
faktycznie ciężko jest się nie napić, tak
z czasem, kiedy już wyraźnie widać różnicę między
okresem chlania a trzeźwością, nie jest to już
spowodowane ''odruchem'' ?
Według mojego doświadczenia wynika,że ...
po części jest to świadoma decyzja.
ALBO taki alkoholik jedynie nie pije, ale
nie pracuje nad sobą w żaden sposób.
Podziwiam ludzi, którzy zapijają i wracają
do trzeźwości. Naprawdę.
JA nie wróciłabym.
Albo zajęłoby mi to spooooro czasu.
Znam alkoholików, którzy nie piją, ale
mają wstręt do jakiegokolwiek skupiania
się nad tym.
Nie są w AA, ani w żaden inny sposób nie
starają się zachować tej trzeźwości na dłużej.
Niby wiedzą,że są alkoholikami, niby
nie piją, ale co kilka tygodni lub miesięcy
zapijają.
Niekoniecznie upijają się.
Ale piją.
I co to jest?
Udawanie przed samym sobą.
Tak będą trwać te chwilowe wyskoki , dopóki
znowu coś nie pierd@lnie w ich życiu na tyle,żeby
się opamiętać na dłużej.
Tu się sprawdza powiedzenie,że żeby się odbić od dna
trzeba najpierw porządnie o nie walnąć...
Każdy trzeźwy alkoholik (naprawdę trzeźwy)
którego znam, ma za sobą jakieś dramatyczne przeżycia,
paskudne wspomnienia z pijanego okresu,które
pozwalają im zachować trzeźwość.
Uświadomiłam sobie,że nie znam NIKOGO, kto
mimo niewielkich strat spowodowanych chorobą,
tę trzeźwość zachowuje...
Czy to oznacza,że człowiek, który
niewiele jeszcze przeżył i niewiele stracił
z powodu alkoholu, nie ma szans na zachowanie
trzeźwości?
Tak wynika z mojego doświadczenia...
Poszłabym na miting o takim temacie :)
Mimo,że zwolennikiem AA niby nie jestem.
sobota, 27 kwietnia 2013
Miłość jest lekarstwem na wszystko.
Wcześniej nie rozumiałam znaczenia tego wyrażenia.
Jak jakieś uczucie, które w dodatku dobrze się nie kojarzy może być lekarstwem?
Teraz wiem,że może.
Mój kochany starszy syn kolejny raz wkleił na fejsie zdjęcie z tekstem
piosenki, w której mowa jest między innymi o miłości do matki.
Oczywiście, jak zawsze w takich wypadkach uroniłam kilka
łez szczęścia.
Jak to możliwe,że 17-sto, prawie 18-sto letni chłopak tak szanuje
i kocha swoją mamę, czyli mnie?
Dzieci w tym wieku raczej chcą się uniezależnić i okazać,że są dorosłe.
Tym samym okazują coś w rodzaju niechęci do rodziców.
A mój Syn jakoś tak inaczej.
Okazuje mi swoją miłość i szacunek.
Młodszy ma 9 lat. I jest chodzącym ''sercem''.
Lubi się przytulać.
Często mówi ,że tak bardzo mnie kocha,że aż mu się
płakać ze szczęścia chce :)))
Kocham ICH tak bardzo,że opisać tego nie potrafię :)
MIŁOŚĆ- to przecież nie tylko uczucie do partnera.
Kochamy dzieci, rodzeństwo, rodziców,
przyjaciół. A niektórzy potrafią nawet kochać wszystkich
ludzi , zwierzęta ,przyrodę.
Miłość ma niesamowitą moc.
Teraz to wiem.
Ciekawe czy gdybym nie była trzeźwą alkoholiczką,potrafiłabym
to zrozumieć?
A docenić?
Hm...
Czasem się zastanawiam jak funkcjonują ''zdrowi'' ludzie.
Mam wrażenie ,że ludzie wychodzący z różnych nałogów mają większą
wrażliwość i bardziej potrafią cieszyć się tym, co mają.
Tak, jak ludzie, którzy przeżyli groźny dla życia wypadek
lub zwyciężyli pozornie nieuleczalną chorobę.
Szkoda,że ludzkość-ogólnie , nie widzi piękna
życia i miłości.
O ile łatwiej i przyjemniej byłoby nam na tym świecie.
środa, 24 kwietnia 2013
Moje ''nudne'' życie
Kocham moje życie.
Jeszcze kilka lat temu, gdyby ktoś mi powiedział ,że tak ono będzie wyglądać, nie uwierzyłabym.
A w najlepszym wypadku- roześmiałabym się z niedowierzaniem.
Przecież nie wyobrażałam sobie wtedy ,że zamienię ukochane
alkoholowe imprezki na których KONIECZNIE TRZEBA BYŁO ''błyszczeć''
ciuchami, makijażem,obcasami na ciepły , cichy, ale radosny dom...
Każdy mój dzień wygląda podobnie:
5.30 pobudka i kawa :)
6.30-8.10 siłownia,z której odbiera mnie mój kochany S.
8.10-8.55- krzątanina między łazienką, kuchnią a pokojem
po to, by zdążyć na 9.00 do szkoły z synem, a potem na 9.15 do pracy.
Potem praca, po pracy odbieram syna ze szkoły i wracam do domku.
Przygotowuję jakieś jedzonko, posprzątam jeśli trzeba , czasem
umawiam się z koleżankami na kawę, czasem zaliczę jakiś spacer,
porozmawiam z synami...
Ale generalnie to...CZEKAM.
Czekam na wieczór. Wtedy S. wraca z pracy.
A to oznacza, że nasz dom się wycisza, chłopcy powoli
przygotowują się do snu, a MY mamy tych kilka chwil
dla siebie :)
Uwielbiam ten czas.
W zależności od nastroju: rozmawiamy, czytamy, oglądamy
seriale (które zawsze komentujemy :))) )
ZAWSZE jednak mówimy sobie co się wydarzyło w ciągu dnia i jak
nam minął czas,który spędzaliśmy bez siebie.
Tak od poniedziałku do piątku.
Bo potem mamy WEEKEND :) i ... więcej czasu.
Kocham tę moją rutynę.
Lubię zapach naszego domu.
Lubię rozmawiać z synami o rzeczach dla nich ważnych.
Lubię budzić się wcześnie rano, kiedy moje kochanie
całuje mnie na pożegnanie.
Lubię zapach poranka kiedy idę, jeszcze pustą ulicą, na siłownię.
Lubię widzieć te same twarze na tej siłowni i czuć jak pot spływa mi po plecach.
Lubię, kiedy S. mnie stamtąd odbiera, a potem, w domku, kiedy ja się myję,
parzy nam pyszną kawkę...
I kocham te 3 minutki przed wyjściem do pracy gdy
siadam i mam chwilę,żeby ją wypić...
I lubię wracać po pracy do domku i zajmować się tym wszystkim i niczym :)
Ktoś patrzący z boku może powiedzieć : NUUUUDYYYY!
Ale wiecie co?
To jest w takim razie najpiękniejsze ''nudne'' życie, jakie można
sobie wyobrazić :)
wtorek, 23 kwietnia 2013
Wyzwalaczy ciąg dalszy.
Kolejny wyzwalacz mnie dopadł.
To wszystko dzieje się chyba po to,żebym sobie uświadomiła,że wciąż
jestem w ''grupie ryzyka''. WYSOKIEGO.
W tym tygodniu przyszło mi pracować z dziewczyną, z którą
od dłuższego czasu nie miałam bliższego kontaktu.
Mieszkałam z nią i jej szwagrem w jednym domu, zanim moja
rodzina do mnie dołączyła.
Było to jakieś trzy lata temu.
Mieszkaliśmy ze sobą tylko około 4 miesięcy, ale to były bardzo
imprezowe miesiące...
Miesiące mojego stoczenia się w UK.
Kiedy wczoraj się z nią spotkałam, kiedy wypowiedziała kilka
pierwszych zdań, pomyślałam:
''Jeeeessssuuu, jej głos przypomina mi to całe gówno''
Starałam się to ogarnąć.
Myślałam o tym jak mi dobrze teraz, ale i tak w głowie
przesuwały się, mimo mojej woli ,obrazki z przeszłości.
Nie było to przyjemne.
Powodowało skurcze żołądka i dobrze znane poczucie winy oraz
smutek. Niewyobrażalny.
Podobny do tego, jaki czułam po przepiciu kiedy budziłam się
niby jeszcze pijana, ale już na tyle trzeźwa,żeby dotarło do mnie,że
znowu nie pamiętam wczorajszego wieczoru...
To wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie.
Z boku patrząc , było to jak walka mnie ze mną :))
Z jednej strony alkoholiczka z paskudną przeszłością, a z drugiej szczęśliwa
Ewelina z jasnym życiorysem od kilkunastu miesięcy....
Po dwóch może trzech godzinach jej głos nie działał już tak
intensywnie i skupiłam się na pracy.
Dziś było dużo lepiej, żadnych skojarzeń w związku z barwą jej głosu.
Za to zdarzyło się coś, czego w sumie się spodziewałam...
Dziewczyna wspomniała przeszłość:
''Wiesz Ewelina, ostatnio gadałam ze szwagrem, że
z Tobą to nam się super mieszkało.
I nigdy się nie nudziliśmy , nie?
No i te wypady weekendowe...
Fajnie było...''
ONA mówiła, a ja się czułam jak sparaliżowana.
Uśmiechałam się do niej, potwierdziłam,że faktycznie
było zajebiście ( mówienie jej ,że to był mój najbardziej pijacki
czas i,że nie wspominam go za różowo , nie miało sensu), ale w środku...
MASAKRA!
Przez sekundę miałam ochotę się napić!
Wspomnienia wróciły. Moje najbardziej gówniane zachowania
stanęły mi przed oczami.
Ależ ból...
A co mnie najbardziej zaskoczyło? Myśl,że takie pijackie życie
miało swoje plusy.
Bo miało!
Miałam kompletnie w dupie co mówią czy myślą o mnie inni ludzie.
Robiłam rzeczy, których NIGDY nie zrobiłabym na trzeźwo...
Dawało to pewnego rodzaju ''wolność''.
Co prawda musiałam to przypłacić depresją, chęcią pozbawienia się życia
czy innymi dolegliwościami.
Ale na te wszystkie dolegliwości miałam przecież cudowny środek
leczący...
Wszystko mieszało się dziś po raz kolejny: spokój ze strachem,
ochota na alkohol z obrzydzeniem do niego,
miłe wspomnienia z tymi najohydniejszymi...
Kolejne paskudne doświadczenie za mną.
Od dłuższego czasu moje życie jest takie czyste i jasne...
Nie rozmyślam nad przeszłością. Wydawało mi się,że już się
z nią pogodziłam.
Chyba jednak nie do końca, skoro taka pierdoła jak
znajoma z przeszłości, wywołała we mnie takie emocje...
No nic.
Póki co, nadal jestem trzeźwa.
I bardzo mnie to cieszy.
środa, 17 kwietnia 2013
Bigos i zapach wiosny...
Przedwczoraj wieczorem przyrządzałam bigos.
To zajęcie kojarzy mi się z piciem...
Kiedyś dłuższe siedzenie w kuchni oznaczało popijanie zimnego piwka.
W końcu tak duszno i ciepło w tej kuchni...
Wczoraj pięknie świeciło słonko, pogoda bardzo przyjemna.
Wyszłam do ogródka na moment i znów to skojarzenie.
Zapach wiosny kojarzy mi się z piciem...
Grillowanie, przesiadywanie w ogródku-picie.
Zeszłej wiosny mocniej przeżywałam pierwsze promienie słońca.
Wspomnienia pijaństwa były bardziej wyraźne i bardziej bolały.
Tym razem jest spokojniej, ale po raz kolejny okazało się ,że
nie da się ot tak, zapomnieć o alkoholizmie.
Wspomnienie picia dopada mnie w najmniej oczekiwanych momentach.
Nie oznacza to,że CHCĘ sie napić.
Ale ...muszę uważać.
Będąc w Polsce na tym nieszczęsnym urlopie, też myślałam
o alkoholu.
Wróciłam do Anglii z przekonaniem,że gdybym tam została dłużej, to
nie wiem czy wróciłabym trzeźwa.
Wydaje mi się,że tak dłuuuugo już jestem trzeźwa, tak ładnie
mi to idzie,że pokusy to już na mnie nie czyhają.
Nieprawda.
Może rzadziej, może ochota na picie nie daje mi się tak mocno
jak kiedyś,we znaki, ale JEST. BYWA.
Policzyłam szybko- mija 19-sty miesiąc mojej trzeźwości.
Co to jest?
Jakieś półtora roku.
To początek drogi, muszę o tym pamiętać.
I to drogi, której końca nie widać.
poniedziałek, 15 kwietnia 2013
Wiosna radosna
WIOSNA
Kiedy słonko świeci, wszystko wydaje się prostsze.
Nabieram ochoty do życia i do zmian :)
Mam głowę wypełnioną pomysłami. Energia mnie rozpiera i wydaje mi się,że
wszystko mogę zrobić ze swoim życiem.
Widzę,że mało rzeczy mnie irytuje.
Nie pamiętam już, co ostatnio wyprowadziło mnie z równowagi.
Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam po prostu zła czy wkurzona.
To akurat, nie jest spowodowane wiosną.
:) To efekt konkretnej pracy nad sobą.
Chociaż... Jest JEDEN drażniący mnie temat :)
Moja znajoma. Polka. Moja szefowa.
Kilka razy wspominałam tu o niej.
DZIŚ zadziwiła mnie po raz kolejny.
Odkąd ją znam ma ona problemy zdrowotne.
Ze skórą, wypróżnianiem... (tak, mówi o tym otwarcie :)) ), miesiączkowaniem,
nadwagą...
Ciągle pochłania jakieś suplementy.
Często zaczyna ćwiczyć i trzyma dobrą dietę przez kilka dni, po czym wraca
do lenistwa i jedynie wyszukuje w necie kolejnych cudownych środków na...
WSZYSTKO , a tak naprawdę na NIC.
W końcu, będąc w Polsce, zdecydowała się na wizytę u lekarza.
Ten doradził jej hormonalną terapię.
Przyleciała z Polski zadowolona. Zaczęła brać ''Dianę''-Panie wiedzą co to.
Zapału wystarczyło jej na 2 tygodnie-przerwała kurację.
Stwierdziła,że to nie dla niej...
W międzyczasie zrobiła sobie badanie włosa.
Na wyniki czekała długo. W końcu się doczekała.
Razem z opisem jej stanu zdrowia, otrzymała również zalecenia dotyczące
prawidłowej dla niej diety oraz listę niezbędnych witamin, probiotyków
itp., które ma zażywać, aby jej lekko wyniszczony organizm wrócił do formy :)
Nasza dzisiejsza rozmowa:
JA:
I co? Stosujesz już tę dietę i jesz te witaminy?
ONA:
''Nieeeee, wiesz, witaminy biorę, ale ta dieta to nie dla mnie...
Ja nie chcę jeść po (UWAGA!!!) 17-18, a na tej diecie każą mi jeść kolację...
No i ja nie jem śniadań, bo nie mam na to czasu, a oni mi każą jeść śniadania...''
JA:
Żartujesz? Dobrze Ci radzą! Kto Ci takich bzdur naopowiadał,że masz nie jeść kolacji??? To błąd. Kilka, może kilkanaście dni tak wytrzymasz, ale potem rzucisz sie na żarcie. Czemu nie spróbujesz jeść według ich zaleceń? Zobaczysz po kilku tygodniach czy to jest dobre dla Ciebie, a jak nie, to sobie wtedy jakieś zmiany możesz wprowadzić, ale łykanie samych suplementów, bez diety to na niewiele ci się zda....
ONA:
Ale ja nie chcę chudnąć...
Zaskoczyła mnie tym wyznaniem, bo jeszcze trzy dni temu
''jęczała'',ze tyje i w żadne ciuchy się nie mieści. No i,że MUUUUSI coś ze soba zrobić...
Więc lekko ogłupiała jej zmiennością powiedziałam:
- No tak, nikt ci nie każe chudnąć. Ta dieta ma cie postawić na nogi przecież...
ONA:
UHM....
Nosz kuuuur@a.
Nie ma drugiego takiego człowieka jak ona chyba :)))))
Drażni mnie. Staram się nie nakręcać na nią negatywnie, przecież miałam sie wystrzegać oceniania innych ;), ale się nie da!
Ona jest tak fajnym i zabawnym tematem plotek,że lepszego nie znajdę ;)))
Traci majątek na badania, suplementy, ułożenie diety...Po czym pier@oli wszystko
i jeszcze mi opowiada co dzień inną historię...
Raz''płacze'',że jest gruba i ma plecy w pryszczach i w dodatku
wysrać się nie potrafi, a za dwa dni już jest wszystko git ,nie musi
słuchać porad lekarzy i innych tego typu ''głupków'' (wg niej).
ONA JEST NAJMADRZEJSZA I WIE CZEGO JEJ TRZEBA.
Postanowiłam,że po prostu będę jej unikać.
A już na pewno będę unikać rozmów na temat jej problemów zdrowotnych...
Chociaż... Ma to swój urok.
Przynajmniej dostarcza mi swoistego rodzaju rozrywki.
Rozumiem doskonale,że każdy z nas jest inny.
Tylko nie rozumiem po co się użalać nad sobą, po co tracić kasę na jakieś ''cuda'',
skoro się zaleceń nie stosuje...
Masochistka :)
Taaaak, a poza tym wiosna, ciepełko i radosny nastrój :))))
Subskrybuj:
Posty (Atom)