piątek, 14 listopada 2014

MIEĆ JAKIŚ CEL



                 Przyszedł ten moment, w którym wszystkie moje zajęcia spowszedniały, a tym
samym zaczęłam się nudzić.
Zastanawiałam się czym  wypełnić wolny czas. Myślałam nad wolontariatem w domu opieki lub w hospicjum, dodatkową pracą zarobkową, nauką lub dodatkowymi zajęciami sportowymi.
W końcu zebrałam się w sobie , poszłam do punktu informacyjnego naszej uczelni i zapisałam się na kurs  angielskiego.
Za miesiąc mam się zgłosić na tzw. assessment - sprawdzenie i ocenę znajomości języka. Według tego przydzielą mnie do odpowiadającej mojemu poziomowi grupy. W styczniu zaczynają się zajęcia.

              Nowe wyzwania, nauka dla SAMEJ SIEBIE i poczucie, że nie marnuję czasu.
To jest to, czego potrzebuję.
 Nie mogę się doczekać :)
Mam nadzieję, że  poza wiedzą, nabiorę po tym kursie więcej pewności siebie i zacznę w pełni korzystać z pobytu w Anglii. Dotychczas, mimo iż mówię po angielsku całkiem znośnie, ciągle czuję się niepewnie. Szukając rozrywek dla siebie i rodziny wybieram je pod kątem umiejętności ''wygadania się''...
Aż żal tych wszystkich przyjemności, które mnie omijają.

           Znów coś pozytywnego się dzieje. Wyłonił się kolejny szczyt do zdobycia.
 Lubię to!


środa, 12 listopada 2014

IGNORANCI

      


          
Onet:

                 "Jesteśmy prawdziwymi ignorantami – wynika z badania przeprowadzonego przez brytyjski instytut IPSOS Mori. Nie mamy zielonego pojęcia na temat podstawowych spraw społecznych: liczby imigrantów, emerytów, a nawet skali bezrobocia. W globalnym indeksie ignorancji Polska zajmuje niechlubne czwarte miejsce."
 
 
 
   Zgadza się. W takim sensie, jestem ignorantką przez DUŻE  ''I''.
Już jakiś czas temu zrezygnowałam z konta na facebooku oraz czytania, słuchania i oglądania wiadomości. Szczególnie z Polski, ale i o tym co się dzieje w Anglii mam mgliste pojęcie.
Dlaczego? Ponieważ uznałam ,że szkoda moich nerwów.
Drażni mnie tematyka wiadomości podawanych na całym świecie. Jedynie wojny oraz wszelkiego rodzaju konflikty polityczne.
Panuje ostatnio paskudna moda na wszystko co budzi niezdrowe emocje, a mnie się marzą wiadomości z prawdziwego zdarzenia.
 Takie, w których będzie mowa o tych złych rzeczach (nie unikniemy tego), ale też o pozytywnych wydarzeniach. Chociażby ze świata kultury, nauki ,sztuki...
 
  Jakim cudem ludzie w Polsce, których głównym zmartwieniem( zazwyczaj) jest sposób na przetrwanie do następnej wypłaty, mieliby się interesować tym ,jaki mamy procent bezrobocia czy imigracji?
Tacy obywatele , wystarczająco udręczeni swoją sytuacją finansową ,nie szukają zapewne ''rozrywek'' mających na celu uświadomienie sobie ilu emerytów żyje w ich kraju...
 
JA wolę spędzać swój wolny czas na zdobywaniu wiedzy, która mnie w jakikolwiek sposób wzbogaci. Duchowo i intelektualnie .
W moim przekonaniu ignorantami są ci, którzy skupiają swoją uwagę jedynie na gromadzeniu dóbr materialnych, śledzeniu wiadomości, cyferek, liczb, politycznych zawirowań, a nie mają chwili dla prawdziwego SIEBIE.
 
 
 
 
 
 
 
         
 
 

piątek, 7 listopada 2014

KTO SIĘ BOI ŚMIERCI?


 
         Ten , kto nie radzi sobie z życiem.
 
Życie duchowe mam w miarę poukładane.
Wierzę w BOGA- w dobrą siłę czy energię, która obejmuje wszystko, co tylko możemy sobie wyobrazić. Nie jest to dobry dziadek siedzący w niebie na tronie. To raczej COŚ, co kumuluje nasze myśli, pragnienia. COŚ z czym możemy się połączyć w modlitwie lub medytacji.
Fizycy kwantowi potwierdzają to, o czym nauczyciele z Dalekiego Wschodu wiedzą i próbują nam przekazać od tysięcy lat: myśl jest falą energii i jak każda energia może niszczyć albo budować. Każda myśl wibruje z określoną częstotliwością, która przyciąga do siebie podobną częstotliwość.  Myśli i emocje to fale energii.

Kiedy moje życie zaczęło wyglądać tak, jak zawsze chciałam ,żeby wyglądało, pojawił się we mnie lęk przed śmiercią.
Trochę czasu zajęło mi uporanie się z tym strachem.
Najpierw dotarło do mnie, że nie boję się samego aktu śmierci. Boję się choroby. Jednak nie tylko ze względu na własne cierpienie, raczej z  uwagi na związane z nią cierpienie moich bliskich.
Później uświadomiłam sobie, że  to nie jest STRACH przed odejściem. Raczej ŻAL.
Jednak punktem zwrotnym był stan , w jakim znalazłam się kiedyś podczas medytacji.
Opuściłam ciało, jednak ciągle było jakby obecne. Co jednak piękniejsze: poczułam niesamowity i trudny do opisania SPOKÓJ i JEDNOŚĆ z tym wszystkim co można określić jako niematerialne .
Było mi niezmiernie dobrze!
Już po medytacji poprawił mi się humor i zaczęłam patrzeć na życie z innej perspektywy.
Był czas, kiedy potrafiłam się tak ''wyłączać'' nawet w pracy. Na kilkanaście sekund, ale jednak. Byłam w tym odmiennym stanie, a równocześnie nadal wykonywałam swoje obowiązki.

         Myślę, że ludzie , którzy boją się śmierci nie są szczęśliwi i nie potrafią, z różnych przyczyn, zaznać spokoju w życiu.
Pierwszą rzeczą, którą powinni zrobić to pokochać siebie.
Nie jest to łatwe, ale wiem na pewno, że wykonalne.
Co oznacza to modne ''pokochanie siebie'' ?
W moim przekonaniu to pogodzenie się z tym, czego nie potrafimy zmienić. Nie próbujmy zmieniać świata bo to nam się zwyczajnie nie uda. Ale zmieniajmy siebie.
Postarajmy się pozbyć wszystkich negatywnych cech , myśli i zachowań. Powstrzymajmy się przed ocenianiem wszystkich i wszystkiego. Niech sobie każdy żyje jak chce. Reagujmy tylko wtedy , gdy  zachowanie  i uczynki innych mają bezpośredni, negatywny wpływ na nas samych.
Doceńmy to, co mamy. Czasem ciężko jest znaleźć jakiś pozytywny aspekt , kiedy wszystko wali nam się na głowę. Warto wtedy przeczytać wiadomości. Chociażby o tym jak żyją dzieci w krajach tak zwanego TRZECIEGO ŚWIATA...
O tym jak ludzie w ubogich krajach są wykorzystywani w pracy, albo o kobietach i dziewczynkach poniżanych, gwałconych, bitych, zmuszanych do małżeństwa i traktowanych jak własność mężczyzny.


               Jakiś czas temu, już po doświadczeniu z medytacją, mój młodszy Syn powiedział mi,że nie wyobraża sobie życia beze mnie. Było to w trakcie rozmowy o BOGU, wierze i o tym jak żyć by być spełnionym.
Powiedziałam Mu wtedy, że na pewno kiedyś umrę, ale proszę Go, żeby sobie zapamiętał, że będę wtedy szczęśliwa. Owszem, chciałabym żyć jak najdłużej, ale ponieważ wierzę, że śmierć to nie koniec MNIE, a jedynie przejście do bliżej nieokreślonej krainy spokoju wiem, że będzie mi tam dobrze.
Mówiłam szczerze.





czwartek, 6 listopada 2014

PRZEKAZ NIEWERBALNY



     Lubię obserwować ludzi.
Odkąd zmieniłam pracę mogę to robić chodząc po mieście albo ćwicząc na siłowni.
Zastanawiam się kilka chwil nad każdym człowiekiem, który w jakiś sposób skupił na sobie moją uwagę.
Bardzo często powtarzają się pewne schematy w ich (naszym) zachowaniu. Ze sposobu w jaki się poruszamy, jak trzymamy głowę, czy ręce ,z wyrazu twarzy, spojrzenia można wiele wywnioskować.

Na siłownię wchodzi młoda , bardzo ''przy sobie'' dziewczyna. Jest ubrana w legginsy i przykrótką koszulkę. Wchodzi i trzymając głowę opuszczoną nieco, podnosi tylko oczy i rozgląda się za wolną bieżnią. Kiedy nasze spojrzenia się krzyżują dziewczyna jeszcze niżej spuszcza głowę i naciąga koszulkę tak, jakby chciała nią zakryć nie tylko pupę, ale i nogi aż do kolan.
Uśmiecham się do niej lekko, myślę, że nie czuje się pewnie więc chcę jej dodać otuchy. A najlepiej podeszłabym do niej i powiedziałabym, że ma podnieść głowę bo może być dumna z siebie, że postanowiła zadbać o swoje zdrowie.

Po chwili wchodzi kolejna kobieta, też nie szczupła. Jednak starsza. Ma na sobie legginsy i koszulkę, jednak dobrze dobrane do swojej pulchniejszej budowy ciała. Głowę trzyma wysoko, idzie pewnym krokiem. Myślę: O, ta już zna swoją wartość i pewnie jej samoocena nie zależy jedynie od kilogramów , które nosi :)

Starszy mężczyzna, na oko ma minimum 60 lat.
Idzie przygarbiony, jakby zmęczony życiem. Siada przy którejś z maszyn i zaczyna ćwiczyć. Głowa wciąż spuszczona. Na nikogo nie patrzy, nie rozgląda się.
 Kiedy robi sobie przerwę zamyśla się.
Wygląda jakby miał tonę zmartwień na swoich barkach, a przyszedł tu, żeby od nich uciec, zmienić otoczenie , zająć się czymś.

Przykładów mogłabym podać jeszcze kilkanaście, ale chodzi mi o sedno sprawy.
Nie zdajemy sobie sprawy jak wiele można odczytać z naszego zachowania. Potrafię , a przynajmniej tak mi się wydaje, już po kilku sekundach ocenić czy osoba, która wchodzi na salę jest pewna siebie czy raczej zakompleksiona; czy przyszła tu ćwiczyć dla przyjemności , z przymusu czy może po to by poznać nowych ludzi. Czy ma jakieś problemy ,z którymi sobie nie radzi ;czy udaje pewną siebie czy rzeczywiście taką jest...

To bardzo interesujące zajęcie. Żałuję, że nie mogę podejść do tych ludzi i zapytać, będąc oczywiście pewną, że odpowiedzą zgodnie z prawdą, czy mam rację myśląc o nich tak ,a nie inaczej :)


niedziela, 2 listopada 2014

MAMA- TRZEŹWA ALKOHOLICZKA




                  Trudno być Mamą. W ogóle trudno jest być rodzicem, ale trzeźwi alkoholicy
są w trudniejszej sytuacji. Tak myślę.

Mam dwóch Synów. Jeden dorosły, drugi ma 10 lat.
Najchętniej spędzałabym z Nimi 24 godziny na dobę. Chciałabym żeby ciągle byli przy mnie. Oczywiście nie robią tego, a młodszego odsuwam powoli od siebie, żeby nie wyrósł na maminsynka. Jednak całkiem szczerze powiem Wam, że czuję się jakbym coś traciła, kiedy siedzą w swoich pokojach i zajmują się swoimi sprawami.

Ciekawe, że nie przeszkadzało mi to za bardzo kiedy piłam...
Teraz żyję trzeźwo i ze świadomością uciekającego czasu. Wiem, że ani się obejrzę, a już Ich koło mnie nie będzie.Założą własne rodziny, wyprowadzą się i ewentualnie  będą do mnie wpadać na niedzielne obiadki.


Muszę bardzo się pilnować, żeby Ich nie zagłaskać i nie przytłaczać swoją miłością.
Miłością i... próbą zaspokojenia własnych potrzeb, które wzięły się zapewne z wyrzutów sumienia.
Do dziś czuję się nieswojo, kiedy budzę się po  popołudniowej drzemce. Czuję się winna, że 
śpię w ciągu dnia. Oczywiście,że nie jest to nic złego, wiem o tym. Jednak takie spanie kojarzy mi się z okresem picia.

Ta moja chęć przebywania z chłopakami i wynajdowania Im rozrywek, w których moglibyśmy uczestniczyć wszyscy razem, też bierze się stąd, że chciałabym Im wynagrodzić stracony czas. Młodszemu, a starszemu dodatkowo zadośćuczynić za cierpienie na jakie był skazany przez 11 lat życia z ojczymem-"terrorystą".

Wiem doskonale o tym, że gdybym zachowywała się tak, jak bym chciała wyrządziłabym Im tylko krzywdę. Nadopiekuńcza matka to zmora, wszyscy o tym wiemy.
Dlatego na zewnątrz zazwyczaj nie daję nic po sobie poznać, ale w środku co jakiś czas muszę się "przełączyć" i wyobrażać sobie jakbym się zachowywała i reagowała na różne sytuacje gdybym była normalna...(czytaj: zdrowa)