
sobota, 27 kwietnia 2013
Miłość jest lekarstwem na wszystko.
Wcześniej nie rozumiałam znaczenia tego wyrażenia.
Jak jakieś uczucie, które w dodatku dobrze się nie kojarzy może być lekarstwem?
Teraz wiem,że może.
Mój kochany starszy syn kolejny raz wkleił na fejsie zdjęcie z tekstem
piosenki, w której mowa jest między innymi o miłości do matki.
Oczywiście, jak zawsze w takich wypadkach uroniłam kilka
łez szczęścia.
Jak to możliwe,że 17-sto, prawie 18-sto letni chłopak tak szanuje
i kocha swoją mamę, czyli mnie?
Dzieci w tym wieku raczej chcą się uniezależnić i okazać,że są dorosłe.
Tym samym okazują coś w rodzaju niechęci do rodziców.
A mój Syn jakoś tak inaczej.
Okazuje mi swoją miłość i szacunek.
Młodszy ma 9 lat. I jest chodzącym ''sercem''.
Lubi się przytulać.
Często mówi ,że tak bardzo mnie kocha,że aż mu się
płakać ze szczęścia chce :)))
Kocham ICH tak bardzo,że opisać tego nie potrafię :)
MIŁOŚĆ- to przecież nie tylko uczucie do partnera.
Kochamy dzieci, rodzeństwo, rodziców,
przyjaciół. A niektórzy potrafią nawet kochać wszystkich
ludzi , zwierzęta ,przyrodę.
Miłość ma niesamowitą moc.
Teraz to wiem.
Ciekawe czy gdybym nie była trzeźwą alkoholiczką,potrafiłabym
to zrozumieć?
A docenić?
Hm...
Czasem się zastanawiam jak funkcjonują ''zdrowi'' ludzie.
Mam wrażenie ,że ludzie wychodzący z różnych nałogów mają większą
wrażliwość i bardziej potrafią cieszyć się tym, co mają.
Tak, jak ludzie, którzy przeżyli groźny dla życia wypadek
lub zwyciężyli pozornie nieuleczalną chorobę.
Szkoda,że ludzkość-ogólnie , nie widzi piękna
życia i miłości.
O ile łatwiej i przyjemniej byłoby nam na tym świecie.
środa, 24 kwietnia 2013
Moje ''nudne'' życie
Kocham moje życie.
Jeszcze kilka lat temu, gdyby ktoś mi powiedział ,że tak ono będzie wyglądać, nie uwierzyłabym.
A w najlepszym wypadku- roześmiałabym się z niedowierzaniem.
Przecież nie wyobrażałam sobie wtedy ,że zamienię ukochane
alkoholowe imprezki na których KONIECZNIE TRZEBA BYŁO ''błyszczeć''
ciuchami, makijażem,obcasami na ciepły , cichy, ale radosny dom...
Każdy mój dzień wygląda podobnie:
5.30 pobudka i kawa :)
6.30-8.10 siłownia,z której odbiera mnie mój kochany S.
8.10-8.55- krzątanina między łazienką, kuchnią a pokojem
po to, by zdążyć na 9.00 do szkoły z synem, a potem na 9.15 do pracy.
Potem praca, po pracy odbieram syna ze szkoły i wracam do domku.
Przygotowuję jakieś jedzonko, posprzątam jeśli trzeba , czasem
umawiam się z koleżankami na kawę, czasem zaliczę jakiś spacer,
porozmawiam z synami...
Ale generalnie to...CZEKAM.
Czekam na wieczór. Wtedy S. wraca z pracy.
A to oznacza, że nasz dom się wycisza, chłopcy powoli
przygotowują się do snu, a MY mamy tych kilka chwil
dla siebie :)
Uwielbiam ten czas.
W zależności od nastroju: rozmawiamy, czytamy, oglądamy
seriale (które zawsze komentujemy :))) )
ZAWSZE jednak mówimy sobie co się wydarzyło w ciągu dnia i jak
nam minął czas,który spędzaliśmy bez siebie.
Tak od poniedziałku do piątku.
Bo potem mamy WEEKEND :) i ... więcej czasu.
Kocham tę moją rutynę.
Lubię zapach naszego domu.
Lubię rozmawiać z synami o rzeczach dla nich ważnych.
Lubię budzić się wcześnie rano, kiedy moje kochanie
całuje mnie na pożegnanie.
Lubię zapach poranka kiedy idę, jeszcze pustą ulicą, na siłownię.
Lubię widzieć te same twarze na tej siłowni i czuć jak pot spływa mi po plecach.
Lubię, kiedy S. mnie stamtąd odbiera, a potem, w domku, kiedy ja się myję,
parzy nam pyszną kawkę...
I kocham te 3 minutki przed wyjściem do pracy gdy
siadam i mam chwilę,żeby ją wypić...
I lubię wracać po pracy do domku i zajmować się tym wszystkim i niczym :)
Ktoś patrzący z boku może powiedzieć : NUUUUDYYYY!
Ale wiecie co?
To jest w takim razie najpiękniejsze ''nudne'' życie, jakie można
sobie wyobrazić :)
wtorek, 23 kwietnia 2013
Wyzwalaczy ciąg dalszy.
Kolejny wyzwalacz mnie dopadł.
To wszystko dzieje się chyba po to,żebym sobie uświadomiła,że wciąż
jestem w ''grupie ryzyka''. WYSOKIEGO.
W tym tygodniu przyszło mi pracować z dziewczyną, z którą
od dłuższego czasu nie miałam bliższego kontaktu.
Mieszkałam z nią i jej szwagrem w jednym domu, zanim moja
rodzina do mnie dołączyła.
Było to jakieś trzy lata temu.
Mieszkaliśmy ze sobą tylko około 4 miesięcy, ale to były bardzo
imprezowe miesiące...
Miesiące mojego stoczenia się w UK.
Kiedy wczoraj się z nią spotkałam, kiedy wypowiedziała kilka
pierwszych zdań, pomyślałam:
''Jeeeessssuuu, jej głos przypomina mi to całe gówno''
Starałam się to ogarnąć.
Myślałam o tym jak mi dobrze teraz, ale i tak w głowie
przesuwały się, mimo mojej woli ,obrazki z przeszłości.
Nie było to przyjemne.
Powodowało skurcze żołądka i dobrze znane poczucie winy oraz
smutek. Niewyobrażalny.
Podobny do tego, jaki czułam po przepiciu kiedy budziłam się
niby jeszcze pijana, ale już na tyle trzeźwa,żeby dotarło do mnie,że
znowu nie pamiętam wczorajszego wieczoru...
To wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie.
Z boku patrząc , było to jak walka mnie ze mną :))
Z jednej strony alkoholiczka z paskudną przeszłością, a z drugiej szczęśliwa
Ewelina z jasnym życiorysem od kilkunastu miesięcy....
Po dwóch może trzech godzinach jej głos nie działał już tak
intensywnie i skupiłam się na pracy.
Dziś było dużo lepiej, żadnych skojarzeń w związku z barwą jej głosu.
Za to zdarzyło się coś, czego w sumie się spodziewałam...
Dziewczyna wspomniała przeszłość:
''Wiesz Ewelina, ostatnio gadałam ze szwagrem, że
z Tobą to nam się super mieszkało.
I nigdy się nie nudziliśmy , nie?
No i te wypady weekendowe...
Fajnie było...''
ONA mówiła, a ja się czułam jak sparaliżowana.
Uśmiechałam się do niej, potwierdziłam,że faktycznie
było zajebiście ( mówienie jej ,że to był mój najbardziej pijacki
czas i,że nie wspominam go za różowo , nie miało sensu), ale w środku...
MASAKRA!
Przez sekundę miałam ochotę się napić!
Wspomnienia wróciły. Moje najbardziej gówniane zachowania
stanęły mi przed oczami.
Ależ ból...
A co mnie najbardziej zaskoczyło? Myśl,że takie pijackie życie
miało swoje plusy.
Bo miało!
Miałam kompletnie w dupie co mówią czy myślą o mnie inni ludzie.
Robiłam rzeczy, których NIGDY nie zrobiłabym na trzeźwo...
Dawało to pewnego rodzaju ''wolność''.
Co prawda musiałam to przypłacić depresją, chęcią pozbawienia się życia
czy innymi dolegliwościami.
Ale na te wszystkie dolegliwości miałam przecież cudowny środek
leczący...
Wszystko mieszało się dziś po raz kolejny: spokój ze strachem,
ochota na alkohol z obrzydzeniem do niego,
miłe wspomnienia z tymi najohydniejszymi...
Kolejne paskudne doświadczenie za mną.
Od dłuższego czasu moje życie jest takie czyste i jasne...
Nie rozmyślam nad przeszłością. Wydawało mi się,że już się
z nią pogodziłam.
Chyba jednak nie do końca, skoro taka pierdoła jak
znajoma z przeszłości, wywołała we mnie takie emocje...
No nic.
Póki co, nadal jestem trzeźwa.
I bardzo mnie to cieszy.
środa, 17 kwietnia 2013
Bigos i zapach wiosny...
Przedwczoraj wieczorem przyrządzałam bigos.
To zajęcie kojarzy mi się z piciem...
Kiedyś dłuższe siedzenie w kuchni oznaczało popijanie zimnego piwka.
W końcu tak duszno i ciepło w tej kuchni...
Wczoraj pięknie świeciło słonko, pogoda bardzo przyjemna.
Wyszłam do ogródka na moment i znów to skojarzenie.
Zapach wiosny kojarzy mi się z piciem...
Grillowanie, przesiadywanie w ogródku-picie.
Zeszłej wiosny mocniej przeżywałam pierwsze promienie słońca.
Wspomnienia pijaństwa były bardziej wyraźne i bardziej bolały.
Tym razem jest spokojniej, ale po raz kolejny okazało się ,że
nie da się ot tak, zapomnieć o alkoholizmie.
Wspomnienie picia dopada mnie w najmniej oczekiwanych momentach.
Nie oznacza to,że CHCĘ sie napić.
Ale ...muszę uważać.
Będąc w Polsce na tym nieszczęsnym urlopie, też myślałam
o alkoholu.
Wróciłam do Anglii z przekonaniem,że gdybym tam została dłużej, to
nie wiem czy wróciłabym trzeźwa.
Wydaje mi się,że tak dłuuuugo już jestem trzeźwa, tak ładnie
mi to idzie,że pokusy to już na mnie nie czyhają.
Nieprawda.
Może rzadziej, może ochota na picie nie daje mi się tak mocno
jak kiedyś,we znaki, ale JEST. BYWA.
Policzyłam szybko- mija 19-sty miesiąc mojej trzeźwości.
Co to jest?
Jakieś półtora roku.
To początek drogi, muszę o tym pamiętać.
I to drogi, której końca nie widać.
poniedziałek, 15 kwietnia 2013
Wiosna radosna
WIOSNA
Kiedy słonko świeci, wszystko wydaje się prostsze.
Nabieram ochoty do życia i do zmian :)
Mam głowę wypełnioną pomysłami. Energia mnie rozpiera i wydaje mi się,że
wszystko mogę zrobić ze swoim życiem.
Widzę,że mało rzeczy mnie irytuje.
Nie pamiętam już, co ostatnio wyprowadziło mnie z równowagi.
Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam po prostu zła czy wkurzona.
To akurat, nie jest spowodowane wiosną.
:) To efekt konkretnej pracy nad sobą.
Chociaż... Jest JEDEN drażniący mnie temat :)
Moja znajoma. Polka. Moja szefowa.
Kilka razy wspominałam tu o niej.
DZIŚ zadziwiła mnie po raz kolejny.
Odkąd ją znam ma ona problemy zdrowotne.
Ze skórą, wypróżnianiem... (tak, mówi o tym otwarcie :)) ), miesiączkowaniem,
nadwagą...
Ciągle pochłania jakieś suplementy.
Często zaczyna ćwiczyć i trzyma dobrą dietę przez kilka dni, po czym wraca
do lenistwa i jedynie wyszukuje w necie kolejnych cudownych środków na...
WSZYSTKO , a tak naprawdę na NIC.
W końcu, będąc w Polsce, zdecydowała się na wizytę u lekarza.
Ten doradził jej hormonalną terapię.
Przyleciała z Polski zadowolona. Zaczęła brać ''Dianę''-Panie wiedzą co to.
Zapału wystarczyło jej na 2 tygodnie-przerwała kurację.
Stwierdziła,że to nie dla niej...
W międzyczasie zrobiła sobie badanie włosa.
Na wyniki czekała długo. W końcu się doczekała.
Razem z opisem jej stanu zdrowia, otrzymała również zalecenia dotyczące
prawidłowej dla niej diety oraz listę niezbędnych witamin, probiotyków
itp., które ma zażywać, aby jej lekko wyniszczony organizm wrócił do formy :)
Nasza dzisiejsza rozmowa:
JA:
I co? Stosujesz już tę dietę i jesz te witaminy?
ONA:
''Nieeeee, wiesz, witaminy biorę, ale ta dieta to nie dla mnie...
Ja nie chcę jeść po (UWAGA!!!) 17-18, a na tej diecie każą mi jeść kolację...
No i ja nie jem śniadań, bo nie mam na to czasu, a oni mi każą jeść śniadania...''
JA:
Żartujesz? Dobrze Ci radzą! Kto Ci takich bzdur naopowiadał,że masz nie jeść kolacji??? To błąd. Kilka, może kilkanaście dni tak wytrzymasz, ale potem rzucisz sie na żarcie. Czemu nie spróbujesz jeść według ich zaleceń? Zobaczysz po kilku tygodniach czy to jest dobre dla Ciebie, a jak nie, to sobie wtedy jakieś zmiany możesz wprowadzić, ale łykanie samych suplementów, bez diety to na niewiele ci się zda....
ONA:
Ale ja nie chcę chudnąć...
Zaskoczyła mnie tym wyznaniem, bo jeszcze trzy dni temu
''jęczała'',ze tyje i w żadne ciuchy się nie mieści. No i,że MUUUUSI coś ze soba zrobić...
Więc lekko ogłupiała jej zmiennością powiedziałam:
- No tak, nikt ci nie każe chudnąć. Ta dieta ma cie postawić na nogi przecież...
ONA:
UHM....
Nosz kuuuur@a.
Nie ma drugiego takiego człowieka jak ona chyba :)))))
Drażni mnie. Staram się nie nakręcać na nią negatywnie, przecież miałam sie wystrzegać oceniania innych ;), ale się nie da!
Ona jest tak fajnym i zabawnym tematem plotek,że lepszego nie znajdę ;)))
Traci majątek na badania, suplementy, ułożenie diety...Po czym pier@oli wszystko
i jeszcze mi opowiada co dzień inną historię...
Raz''płacze'',że jest gruba i ma plecy w pryszczach i w dodatku
wysrać się nie potrafi, a za dwa dni już jest wszystko git ,nie musi
słuchać porad lekarzy i innych tego typu ''głupków'' (wg niej).
ONA JEST NAJMADRZEJSZA I WIE CZEGO JEJ TRZEBA.
Postanowiłam,że po prostu będę jej unikać.
A już na pewno będę unikać rozmów na temat jej problemów zdrowotnych...
Chociaż... Ma to swój urok.
Przynajmniej dostarcza mi swoistego rodzaju rozrywki.
Rozumiem doskonale,że każdy z nas jest inny.
Tylko nie rozumiem po co się użalać nad sobą, po co tracić kasę na jakieś ''cuda'',
skoro się zaleceń nie stosuje...
Masochistka :)
Taaaak, a poza tym wiosna, ciepełko i radosny nastrój :))))
wtorek, 9 kwietnia 2013
Bezsilnie szczęśliwa
W niedzielę, po tygodniowym pobycie, wróciłam z Polski (kwietniowa Polska
na zdjęciu powyżej ...) do domu.
Do DOMU.
Dziwne. Mieszkam w UK od trzech lat, a juz używam słowa ''DOM''.
Kiedyś domem była Polska...
Wszystko się zmienia...Ja się zmieniam.
Wiecie dlaczego tak jest? Bo tu, w Anglii mam swoje miejsce. Tutaj zaczęłam
trzeźwe, szczęśliwe życie.
Cały pobyt w kraju spędziłam jak ''za kare''...
To nie są już moje klimaty. Ludzie wydają się jacys obcy. Kiedys tak lubiane ,znajome miejsca wyglądają jakoś inaczej...
Mimo całej sympatii Rodziny i tamtejszych znajomych, czułam sie nieswojo.
Tęskniłam za S. i za starszym synem (młodszy był ze mną).
Tęskniłam za domem, za pracą(!!!), za znajomymi, za siłownią, za WSZYSTKIM!
Powodem tej tęsknoty była też pewnie atmosfera.
Ludzie nie mają kasy, żyją na pożyczkach i kredytach, ponad stan...
W związku z tym są nerwowi, smutni, czasem nieprzyjemni.
Naoglądałam sie też jak bliskie mi osoby marnują sobie życie.
Bojąc się zmian, tkwią w chorych związkach lub (i) pracują w miejscach, do których
kompletnie nie pasują. Są nieszczęśliwi na własne życzenie...
Są nieszczęśliwi bo boją się sięgnąć po lepsze jutro.
Kiedy wracałam do domu, byłam przeszczęśliwa.
Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że mam cudowne życie.
S. odbierał nas z lotniska-Jego radość, uśmiech, kiedy nas zobaczył-BEZCENNA :)))
Syn również bardzo się ucieszył. Powiedział, że tęsknił za nami.
He he, nawet za ''wkurzającym'' go bratem :)
Patrząc w Polsce na te wszystkie osoby, które
wegetują,są niezadowolone, a jednocześnie nie potrafią się zdobyć
na jakiekolwiek działanie, czułam sie okropnie!
Ta bezsilność mnie dobijała!
Doradzić nic nie mogłam, bo Ci ludzie nie chcą rad. Oni czekają na cud!
Tłumaczenie,że WSZYSTKO JEST MOŻLIWE, jeśli tylko się tego chce, na NIC!
Nie wierzą!
A z drugiej strony JA i MOJE ŻYCIE.
Takie spokojne i radosne.
Czułam sie bezsilna, a jednocześnie niezmiernie szczęśliwa,że sie
odważyłam i odmieniłam swoja wegetację .
Kosztowało mnie to sporo wysiłku, łez , cierpienia, bólu.
Ale było warto!
I nieskromnie czuję,że zasłużyłam na to wszystko.
Zasłużyłam bo ciężko na to swoje szczęście zapracowałam!
A to nie koniec.
To dopiero początek :)
Kochani. Walczcie o siebie. O swoje szczęście.
Warto spróbować.
Może być tylko lepiej :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)