środa, 29 lutego 2012

Wrocil spokoj ...


Nie wiem od jak dawna meczyl mnie moj podly nastroj, lek , niepokoj...
Ale PRZESZLO MI :)
W ostatnim czasie zylam w jakims innym swiecie. To trwalo chyba z miesiac.
Ciagle czulam sie zle. Nie mialam ochoty na alkohol, ale tez nie mialam ochoty na cokolwiek...
Jedynie po treningu czulam sie nieco lepiej. Ale tez tylko przez moment.
Podejrzewalam ,ze jestem przemeczona, ale nic z tym nie robilam.
Za to rozmyslalam o tym, co jest powodem takiego fatalnego nastroju.
Prosilam tez Boga o pomoc, bo nie lubialam siebie, swojego zachowania.
Jedynie w stosunku do synow bylam mila i usmiechnieta.
Cala reszta musiala znosic moj nienajlepszy nastroj.

Niedziele spedzilam w domu bo czulam sie przeziebiona.
Zadzwonilam do pracy i zalatwilam sobie dzien wolnego.
Poniedzialek i wtorek to moje odwieczne dni wolne, wiec spedzilam je
z przyjemnoscia w domu.
Niczym specjalnym sie nie zajmowalam.
Dzis rano mialam isc do pracy, ale po namysle, zdecydowalam ,ze zostane w domu.
Niestety musialam zasymulowac , zeby uzyskac recepte na antybiotyk, ktora to
w razie czego, przedstawiona pracodawcy, bedzie dowodem na moje
''chorobowe''.
To wszystko wymyslilam w przeciagu 5 minut, rano, kiedy zadzwonil budzik.

Rano czulam sie nadal nienajlepiej, myslalam nawet o tym,zeby umowic sie na kolejna wizyte do lekarza i opowiedziec mu o swoim prawie depresyjnym nastroju.
Jednak okolo poludnia wszystko mi przeszlo! Nie czuje juz leku, niepokoju,
znow chce mi sie zyc!

Czy to mozliwe, ze praca w stresie od dluzszego czasu ,tak mnie wykonczyla?
Czy to przygnebienie moglo byc spowodowane przemeczeniem?
Chyba tak!

Odpoczelam kilka dni i energia i dobre samopoczucie wrocily :)

Nie wiem, nie rozumiem.
Pracuje 5 dni w tygodniu, 2 dni mam zawsze wolne
i nawet mam ''szczescie'' bo z reguly dzieci sa w szkole i mam 2 przedpoludnia dla siebie.
Wiec nie powinnam sie czuc przemeczona.
A jednak tak sie czulam.
Zmeczona zyciem.

Jednak teraz najwazniejsze jest to, ze powrocil spokoj do mojego zycia.
KOCHAM spokoj.

To doswiadczenie przyda mi sie na przyszlosc.
Niestety moi drodzy szefowie! Od teraz, kiedy
bede czula, ze pracujac trace zbyt duzo energii, kiedy znow poczuje sie
tak beznadziejnie jak ostatnio, NIE PRZYJDE DO PRACY.

Odpoczynek jest bardzo wazny, jak sie okazuje.
Nawet psychiczny odpoczynek od miejsca pracy.

Moja praca wymaga ode mnie ciaglego rozmawiania po angielsku.
Dobrze, szlifuje jezyk, ale na dluzsza mete to strasznie meczace.
Tym bardziej,ze moja znajomosc angielskiego jest na sredniozaawansowanym poziomie.
Prawie kazda rozmowa wymaga ode mnie skupienia.
Przeciez mysle po POLSKU!
A pozniej musze to przelozyc na angielskii dopiero wtedy moge sie odezwac...

Dzieki Bogu wrocilam ''do siebie'' :D
A do pracy pojde dopiero za tydzien :)












wtorek, 28 lutego 2012

Zycie...


Nie moge doczekac sie wiosny...
Dosyc mam juz tych chlodnych dni, a rownoczesnie
wiosna zle mi sie kojarzy.
Prawie kazdej wiosny zle sie czulam psychicznie.
A moze nie prawie kazdej? Tylko w ostatnich latach?
Nie wiem, w kazdym razie wiosna to ostatnimi czasy
trudny dla mnie okres.
Tym razem ,mam nadzieje, bedzie inaczej.

Jestem przemeczona.
Potrzebuje urlopu, ale nie mam juz starego,a na
nowy musze zaczekac.
Czuje sie zmeczona zyciem.
Wiem,ze bierze sie to stad , ze coraz bardziej meczy
mnie psychicznie , przebywanie w Anglii.
Chcialam wracac do POlski, ale dzieci juz nie chca...
A bez nich sie nie ruszam.
Poza tym ,myslac racjonalnie, tutaj mamy spokojne
zycie.
Czego moge sie spodziewac w Polsce?
Pewnie pracy w sklepie za 1000 zl, ubiegania sie o zasilki
dla samotnej matki i tyle. No i problemow typu:
 jak za te pieniadze wyzyc...
Mimo to, tesknie za swoim krajem.

Ogladalam za pomoca internetu ''Interwencje''.
Rozbolal mnie zoladek ze zdenerwowania i po drugiej
sprawie, zrezygnowalam z dalszego ogladania.
Nadal zbyt mocno przejmuje sie innymi ludzmi.
Calego swiata nie uratuje, ale placze sie mysl: co
 moge zrobic dla tych biednych, pokrzywdzonych ludzi???

Pamietam jedna z ostatnich rozmow z moim kochanym Tata.
Niedlugo przed smiercia powiedzial mi:
''Wiesz co? Jestem juz zmeczony tym zyciem.
Jak ogladam te wiadomosci i slysze , co sie dzieje na swiecie...
To odechciewa mi sie zyc. Ten swiat nie jest dla mnie.
Zlodziejstwo, korupcja, niesprawiedliwosc, bieda, wojny...
Ja jestem inny, mnie inaczej wychowano.
Najgorsze jest to , ze nic nie moge na to zlo poradzic.
 I z tym nie moge sie pogodzic''
Teraz rozumiem co mial na mysli...
Kochany Tatusiek. Chyba po nim mam te wrazliwosc na
ludzka krzywde.

Od wczoraj chodzi ze mna na silownie moja przyjacioleczka.
I co? Zla jestem.
Silownia to byl taki moj schron. Tam bylam sama.
Bez rodziny, przyjaciol, znajomych.
Moglam sie tam wyzyc, a potem naladowana pozytywna energia
wracalam do codziennosci.
Z D. to juz nie to samo miejsce...
Juz nie jest to moja ''samotnia''.
Wrrr...
Musze przestawic swoje myslenie.
W zwiazku z silownia i ogolnie.
Ostatnio jestem bardzo pesymistyczna,
denerwuje sie wszystkim, nakrecam negatywnie.
Czas to zmienic. Bo do niczego dobrego to
mnie nie zaprowadzi ...

A przy okazji.
 Wczoraj minelo 5 miesiecy odkad
jestem trzezwa :)

piątek, 24 lutego 2012

Przyjazn...


 Bedac w Polsce, pijac, nazywalam przyjaciolmi ludzi, ktorzy ze mna pili.
Nie robili nic specjalnego dla mnie ,poza wysluchiwaniem pijackich zali.
Moja rola ''przyjaciolki '' tez sie do tego sprowadzala.
Kiedy nadazyla sie okazja by wyjechac z kraju, pierwsza mysla bylo:
''Nie moge zostawic moich najblizszych  i przyjaciol'' !

Kiedys czesto nazywalam przyjaciolmi ludzi, ktorzy nimi
nie byli. Taka byla moda.
W kregu moich znajomych z Polski, powszechne jest
nazywanie kolegow ''bracmi'', ''przyjaciolmi'', a kolezanki
''siostrami'' i ''przyjaciolkami''.
Co ciekawe, zawsze mnie to wewnetrznie draznilo...

W Anglii poznalam wielu ludzi.
Kiedy zaczynalam trzezwiec unikalam nazywania
kogokolwiek ''przyjacielem''. Zbytnio kojarzylo mi sie to
ze starym ,polskim, pijanym zaklamaniem.
Niepotrzebnie.

Wczoraj ,po raz kolejny okazalo sie ,ze mam tu przyjaciol.
To chyba najpiekniejsze uczucie, kiedy wiesz, ze ktos sie
o ciebie martwi, troszczy i , co najwazniejsze, mysli o Tobie.
I mysli jak ci pomoc w ciezkich chwilach.

Materialna pomoc nie jest wazna.
Wystarczy chwila poswieconej uwagi, szczere doradzenie,
zaproszenie chocby na spacer...

Wczorajszy dzien znow zainspirowal mnie do zadania sobie pytania:
''Na ile ja potrafie byc dobrym przyjacielem?''

Mamy post. Jako osoba co raz bardziej wierzaca, chcialam
dac cos z siebie Bogu.
Problem w tym,ze nie potrafilam wymyslic co!
Przypomnialam sobie, ze w pijackim okresie przychodzilo mi to latwiej.
Pijac, obiecywalam abstynencje.
Obzerajac sie , obiecywalam, ze przestane zrec ( w nadzieji , ze
w koncu schudne, a nie z dobrego serca)
Teraz to dla mnie sa totalne bzdury. Szczegolnie drugi przyklad.

Teraz nie obiecuje abstynencji, diety, ani innych tego typu spraw,ktore
tak na prawde mialy miec wplyw na mnie, a nie sluzyly temu by
''przypodobac sie Bogu''.

To efekt trzezwiejszego myslenia.
Na codzien Bog daje mi tyle przykladow, ze ze mna jest, ze nie
mialabym teraz odwagi pomyslec o takich ''poswieceniach''.
Tym razem chce Mu cos dac z glebi serca.
Tak, jak moim przyjaciolom.

wtorek, 21 lutego 2012

Wyrzuty sumienia...


Kto mi dal prawo oceniania zycia mojej siostry?
Mam wyrzuty sumienia.
Przeciez nie ma mnie tam, nie wiem jak wyglada jej
zycie...Oceniam Ja (nienajlepiej zreszta) na
podstawie tego, co widze na zdjeciach ...
Co slysze od Niej, ale przeciez Ona mi ufa i mowi o tym
co aktualnie Ja boli...
A jesli te zdjecia i Jej opowiesci to tylko wycinek Jej zycia
 nie majacy zbyt wiele wspolnego
z rzeczywistoscia?
Wlasnie tak pewnie jest...
Przepraszam siostrzyczko.

Ciagle sie ucze.
Reaguje na wszystko zbyt emocjonalnie.
Zawsze tak bylo.

Wyrzuty drecza mnie nie tylko z powodu siostry.
Wczoraj wieczorem mialam bardzo realne wizje.
To byly wspomnienia z czasow picia.
Masakra.

Jak sobie z tym poradzic?
Czy program rzeczywiscie wyzwoli mnie od tego bolu?
Nie ma nic gorszego niz wstyd.
Wstyd przed samym soba...


Przydalaby sie gumka do zmazywania przeszlosci.
Szczegolnie tej niewygodnej, niezrecznej,
brudnej, zlej...

Modlac sie, prosze Boga o uwolnienie mnie od tych
wyrzutow.
Przepraszalam Go juz wiele razy za to, co robilam.
Moze mi wybaczy?
Moze wie,ze to nie bylam JA, tylko JA-ALKOHOLICZKA?
Mam nadzieje...

''Niewazne jak brudna jest Twoja przeszlosc.
Twoja przyszlosc bedzie zawsze bez skazy''
Taaak, ale jak zyc z ta brudna przeszloscia?
Czy w ogole sie da?

poniedziałek, 20 lutego 2012

Poszukiwanie siebie


Dluzsza przerwa w blogowaniu jest wynikiem mojego niezbyt
dobrego samopoczucia ostatnio.
Ocierajacego sie wrecz o depresje.
Niby nic zlego sie nie stalo. Kiedy tak sie nad soba zastanowie
to moge spokojnie powiedziec,ze jestem szczesciara.
Mam kochanych synow, fajna prace, pieniedzy wystarczajaco duzo, aby
spokojnie sobie z miesiaca na miesiac zyc, NIE PIJE,mam przyjaciol,
zerwalam z toksycznym partnerem, mam czas dla siebie, rozwijam sie...
Tyle, ze czegos mi brakuje.

Moja siostrzenica przyleciala sama. Zabolalo mnie to.
Spedzilam z NIA cudowny czas, kochana i madra dziewczyna.
Zabolalo mnie jednak to, ze moja siostra jest taka...jaka jest.
To byla pierwsza samodzielna podroz mojej siostrzenicy.
Od razu z grubej rury: samolot i zagranica ;)
Moja siostra O NIC MNIE NIE DOPYTYWALA,o zadne szczegoly.
Nie podala mi aktualnego numeru do siostrzenicy, zachowywala sie tak, jakby
nie martwila sie o swoja corke. Stad moje wrazenie,ze przyleci z Nia...
Nie przyleciala.
Wniosek: ma wszystko w dupie.
Co ja mysle? Ze pije, imprezuje, zyje swoim pijanym , brudnym zyciem
i wszystko inne ma w dupie.
I jestem na nia zla, oczywiscie.
Ale wiem, ze to jest JEJ zycie. Nie moge Jej niczego narzucac.
Musi sama sie ogarnac, jesli w ogole chce...
Ta zlosc wynika z tego, ze kocham Ja. Bardzo. Jest mi najblizsza osoba
odkad zmarli nasi rodzice. A ona tak marnuje ten swoj czas.
Staram sie nie wkrecac, ale to proste nie jest...
Wiec po czesci ten moj paskudny humor jest zwiazany z siostra.

Innym powodem jest samotnosc.
Doszlam do tego przedwczoraj.
Nie jestem samotna w sensie doslownym. Ale brakuje mi...mezczyzny.
I nie chodzi mi o sex. Przynajmniej nie tylko...
Od paru miesiecy jestem sama. Mam kontakt z ex, ale to juz nie jest to.
Fajnie sie z nim rozmawia (czasem), ale mam do niego dystans i to sie juz raczej nie zmieni.
A ja potrzebuje sie przytulic, opowiedziec o tym co sie dzis zdarzylo, wyjsc na spacer...
Potrzebuje milosci. Nie da sie tego ukryc.
Najblizsze mi tu przyjacioleczki nabijaja sie ze mnie i namawiaja na sex z ex.
 Ha ha ha!
Smieje sie z nimi, ze to dobry pomysl, ale to nie jest tylko fizyczna potrzeba kontaktu.
Okazuje sie, ze JA , taka niezalezna, silna, odwazna baba, potrzebuje mezczyzny do...
kochania. Do tego,zeby On mnie tez kochal.
Wszyscy chyba tego potrzebujemy?
Staram sie nie nakrecac.
Znalezienie madrego partnera kiedy jest sie w moim
wieku i z moim doswiadczeniami nie nalezy do
zadan najprostszych.

Przez kilka chwil myslalam, ze te zle dni sa spowodowane
tesknota za POLSKA.
Szybko sie z tej mysli wyleczylam.
Wystarczylo mi zamienic pare slow na GG z moja siostra.
Na osiedlu, gdzie mieszkalam cale swoje zycie zanim
opuscilam kraj, dzieje sie tak, jak w wenezuelskim serialu...
Kazdy z kazdym spi, jeden drugiego obgaduje,
noze wbijane sa w plecy najblizszym, a Twoja matka okazuje sie
byc Twoja siostra ;)
Przesadzilam z ta matka.
Ale mowiac prosto: jeden , wielki BURDEL.
I do czego ja mam tam wracac?
Chyba do nalogu. Bo pewnie tym by sie to skonczylo.

Dwa dni temu snil mi sie alkohol.
Nienawidze tego uczucia.
Nawet we snie mam dola, z powodu tego, ze sie napilam.
Za to uwielbiam to uczucie rano, kiedy sie okazuje ,ze to byl TYLKO ZLY SEN...

Nie pije.
Jestem trzezwa.
Szukam pomyslu na siebie.
Wczesniej alkohol byl lekarstwem na wszystko.
Teraz musze radzic sobie bez wspomagaczy.
Co ciekawe, nie mysle o tym, ze chcialabym sie napic.
Nawet kiedy wszystko mnie wku*wia.
Ale majac zakodowany stary styl zycia, ciezko
jest radzic sobie z wlasnymi emocjami.
Z tym mam chyba najwiekszy problem.
Najmniej odporna jestem na smutek i na bezradnosc.

Przy okazji: NIEUFNY-dziekuje Ci za komentarze.
To chyba one naklonily mnie do spisania tego wszystkiego.
Swiadomosc, ze ktos to czyta i moze nieco interesuje sie moim losem, jest
zbawienna :)