Nie wiem od jak dawna meczyl mnie moj podly nastroj, lek , niepokoj...
Ale PRZESZLO MI :)
W ostatnim czasie zylam w jakims innym swiecie. To trwalo chyba z miesiac.
Ciagle czulam sie zle. Nie mialam ochoty na alkohol, ale tez nie mialam ochoty na cokolwiek...
Jedynie po treningu czulam sie nieco lepiej. Ale tez tylko przez moment.
Podejrzewalam ,ze jestem przemeczona, ale nic z tym nie robilam.
Za to rozmyslalam o tym, co jest powodem takiego fatalnego nastroju.
Prosilam tez Boga o pomoc, bo nie lubialam siebie, swojego zachowania.
Jedynie w stosunku do synow bylam mila i usmiechnieta.
Cala reszta musiala znosic moj nienajlepszy nastroj.
Niedziele spedzilam w domu bo czulam sie przeziebiona.
Zadzwonilam do pracy i zalatwilam sobie dzien wolnego.
Poniedzialek i wtorek to moje odwieczne dni wolne, wiec spedzilam je
z przyjemnoscia w domu.
Niczym specjalnym sie nie zajmowalam.
Dzis rano mialam isc do pracy, ale po namysle, zdecydowalam ,ze zostane w domu.
Niestety musialam zasymulowac , zeby uzyskac recepte na antybiotyk, ktora to
w razie czego, przedstawiona pracodawcy, bedzie dowodem na moje
''chorobowe''.
To wszystko wymyslilam w przeciagu 5 minut, rano, kiedy zadzwonil budzik.
Rano czulam sie nadal nienajlepiej, myslalam nawet o tym,zeby umowic sie na kolejna wizyte do lekarza i opowiedziec mu o swoim prawie depresyjnym nastroju.
Jednak okolo poludnia wszystko mi przeszlo! Nie czuje juz leku, niepokoju,
znow chce mi sie zyc!
Czy to mozliwe, ze praca w stresie od dluzszego czasu ,tak mnie wykonczyla?
Czy to przygnebienie moglo byc spowodowane przemeczeniem?
Chyba tak!
Odpoczelam kilka dni i energia i dobre samopoczucie wrocily :)
Nie wiem, nie rozumiem.
Pracuje 5 dni w tygodniu, 2 dni mam zawsze wolne
i nawet mam ''szczescie'' bo z reguly dzieci sa w szkole i mam 2 przedpoludnia dla siebie.
Wiec nie powinnam sie czuc przemeczona.
A jednak tak sie czulam.
Zmeczona zyciem.
Jednak teraz najwazniejsze jest to, ze powrocil spokoj do mojego zycia.
KOCHAM spokoj.
To doswiadczenie przyda mi sie na przyszlosc.
Niestety moi drodzy szefowie! Od teraz, kiedy
bede czula, ze pracujac trace zbyt duzo energii, kiedy znow poczuje sie
tak beznadziejnie jak ostatnio, NIE PRZYJDE DO PRACY.
Odpoczynek jest bardzo wazny, jak sie okazuje.
Nawet psychiczny odpoczynek od miejsca pracy.
Moja praca wymaga ode mnie ciaglego rozmawiania po angielsku.
Dobrze, szlifuje jezyk, ale na dluzsza mete to strasznie meczace.
Tym bardziej,ze moja znajomosc angielskiego jest na sredniozaawansowanym poziomie.
Prawie kazda rozmowa wymaga ode mnie skupienia.
Przeciez mysle po POLSKU!
A pozniej musze to przelozyc na angielskii dopiero wtedy moge sie odezwac...
Dzieki Bogu wrocilam ''do siebie'' :D
A do pracy pojde dopiero za tydzien :)