
niedziela, 20 stycznia 2013
Zgoda na SIEBIE
Czestym zjawiskiem po zaprzestaniu picia jest wpadanie
w kolejne obsesyjne zachowania: zakupomania, kompulsywne objadanie sie (bulimia, anoreksja, otylosc- to efekty uboczne),seksoholizm...Wymienilam te najczesciej omawiane czy znane.
Sa tez inne: nadmierne dbanie o wlasny wyglad, pedantyczne dbanie o czystosc,
chec pomagania innym za wszelka cene,obsesyjna chec poglebiania wiedzy kosztem bliskich.
Niepijacy alkoholik, ktory uporal sie wstepnie z apetytem na alkohol, ma problem.
Po poczatkowej fascynacji trzezwoscia, dbaniem o jej zachowanie, po poczatkowym
poznaniu siebie- JAKO NOWEJ ,TRZEZWEJ ISTOTY, przychodzi pora na stagnacje.
Wydaje nam sie,ze radzimy sobie z alkoholizmem juz calkiem dobrze, wiec
czym sie tu zajac?
Tyle energii poswiecalismy trzezwieniu, gdzie ja teraz ulokowac?
Z wlasnego doswiadczenia oraz ze znalezionych w internecie informacji wiem,ze
kolejnym krokiem jest (musi byc, jak sadze)prawdziwe znalezienie siebie.
Poczatek trzezwosci: kolejne dni spedzane bez alkoholu, kolejne klopoty pokonane
na trzezwo, niepijane emocje, uczucia, poznawanie siebie...To wszystko
daje nam spora satysfakcje.
Czujemy sie tacy wspaniali! Silni, silniejsi z kazdym trzezwym dniem.
Ale po jakims czasie euforia mija.
Zyjemy.
Nadal trzezwo, co wydaje sie nam juz prawie calkiem normalne...
Powoli zapominamy o koszmarze pijanych dni.
Gdzies po drodze ocieramy sie bardziej lub mniej o wiare,Boga,Sile Wyzsza...
Ale to wszystko z czasem powszednieje.
Szukanie wlasnego Boga staje sie prawie rutyna, fascynacja wiedza w jakiej
posiadanie wchodzimy pochlaniajac ''tony'' informacji, staje sie
poprostu codziennoscia.
Zdajemy sobie w koncu sprawe ( o ile jestesmy ze soba szczerzy), ze brakuje nam tej specyficznej euforii, ktora czulismy wczesniej-dumy z siebie.
Brakuje nam tego uczucia bo jestesmy prozni. Wcale nie w zlym tego slowa znaczeniu.
Potrzebujemy akceptacji. Zeby bylo smieszniej, z czasem nie zalezy nam w ogole
na akceptacji ''z zewnatrz''. Mamy w dupie co ludzie
o nas mysla. AKCEPTACJA musi pochodzic z wewnatrz.
To my sami musimy siebie chwalic, akceptowac, byc z siebie dumni.
To nam daje to potrzebne jak powietrze ,uczucie spelnienia.
Stad wpadanie w kolejne obsesyjne zachowania.
Podswiadome probujemy zajac sie czyms z taka sama energia jak ta,ktora
wlozylismy w proces trzezwienia!
Do tego dochodzi nasze otoczenie.
Czujemy, ze ludzie, ktorzy wiedza o naszej abstynencji i niewatpliwej odmianie,
odnosza sie do nas z wiekszym szacunkiem, niektorzy wrecz podaja nas za przyklad.
Wiemy o tym, lubimy to, cieszymy sie tym, ale w srodku wciaz jestesmy tymi
samymi ludzmi, ktorymi bylismy pijac...
Czesto tak samo zagubieni, malutcy, chcacy sie schowac przed soba i swiatem...
To ''uwielbienie'' z zewnatrz to nasza radosc, ale jednoczesnie pietno.
Znow podswiadomie czujemy, ze musimy sprostac tym wszystkim oczekiwaniom.
Cudzym, a przede wszystkim: WLASNYM
Caly proces trzezwienia to nielatwa sprawa.
Najlatwiej byloby pojsc do lekarza-specjalisty ,ktory wypisalby nam
recepte na spokojne i radosne zycie.
Niestety. Nie ma takiej recepty.
Nie ma takiego lekarza.
Takim lekarzem jestesmy MY. Sami dla siebie.
Potrzebna recepte mamy wypisana i schowana w sobie.
SAMI musimy do niej dotrzec. Najlepiej metoda prob i bledow.
Nikt nam nie pomoze.
Trzezwosc, droga do przebudzenia duchowego, pasje, wady-ktorych
chce sie pozbyc, obsesje...To wszystko to czesc mnie.
Nie moge byc w pelni szczesliwa, jesli calkowicie szczerze przed soba
nie zgodze sie na siebie.
Na to by byc wciaz bladzaca i szukajaca,a przede wszystkim: nieidealna.
Byc moze reszte zycia zajmie mi dochodzenie do mojej ''perfekcji''.
A moze sobie odpuszcze?
Wciaz tej zgody na siebie nie wyrazilam. Ciagle czuje sie winna, kiedy mam zly dzien.
Wpisane we mnie jest chroniczne, nawet nie zawsze szczere, zadowolenie z zycia.
Kiedy tylko mam nienajlepszy humor wydaje mi sie ,ze to cos zlego.
Staram sie spokojnie to zmieniac.
Nie walcze, ale spokojnie przygladam sie sobie z boku.
Kiedy mam nienajlepszy humor zastanawiam sie co jest tego powodem.
Jesli jest to cos, na co mam wplyw-dzialam.
Jesli nie? Czekam. Przeciez kiedys to
paskudne uczucie musi minac...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz