Powoli przyzwyczajam sie do trzezwosci.
Cieszy mnie to, ze alkohol nie zaprzata zbyt czesto moich mysli.
Nie mowie, ze w ogole, nie. Czasem pojawi sie jakis podszept zla,ale
calkiem niezle sobie z tymi szeptami radze.
Teraz, kiedy mam szanse na prace nad programem, dopadaja mnie
rozne watpliwosci...
Moze to choroba alkoholowa probuje mnie odwiezc od jego realizacji?
A moze moj podswiadomy doradca?
Nie wiem. W kazdym razie czuje, ze bede sie musiala poswiecic.
Bede musiala poswiecic swoj czas.
To nie bylby problem, gdyby nie moi synowie.
Mam wrazenie, ze bede ich zaniedbywac, pracujac nad soba.
Wiem,ze bede to robic rowniez dla ich dobra, jednak
mysle, ze nie moge stawiac siebie na pierwszej pozycji.
Wciaz mam dylemat...
Biore telefon, szukam imienia prawdopodobnej sponsorki i...
odkladam telefon. I tak kilka razy dziennie ...
Kiedy mlodszy syn spedzal duzo czasu ze swoim tata, starszy spotykal sie z przyjaciolmi, a
ja siedzialam sobie sama w domku, myslalam,ze program to swietna sprawa!
Jednak teraz, kiedy wszystko wrocilo do normy, zastanawiam sie jak w praktyce bedzie to wygladac.
Czy nie obarcze zbytnio mojego starszego syna?
Przeciez on bedzie musial zajac sie mlodszym ,kiedy bede na mitingu czy na
spotkaniu ze sponsorka.
Smieszne, teraz , kiedy to napisalam, mysle, ze to wszystko to zwykla wymowka.
No i cala ja... Sto mysli na sekunde.
Jednak ,co najwazniejsze, co raz latwiej i przyjemniej mi sie zyje.
Powoli sie przyzwyczajam do siebie-trzezwej.
Nawet sie lubie.