sobota, 25 maja 2013

Małymi kroczkami do przodu :)


    Myślałam ostatnio nad swoim zachowaniem oraz nad tym , co jeszcze mogłabym
w sobie poprawić-zmienić na lepsze.
Robiłam to z czysto egoistycznych pobudek. Wszyscy chyba wiemy,że im 
lepiej funkcjonujemy z innymi ludźmi, tym lepiej nam samym ze sobą.
I odwrotnie :)

Tak więc męczyła mnie nieprzyjemna atmosfera w pracy ,którą
 sama poniekąd nakręciłam.
Razem z innymi pracownikami byliśmy przeciwko naszej szefowej.
Szefowa: kiepski menadżer; zbyt wrażliwy człowiek jak na to,że ma 
rządzić; zbyt wystraszona ludźmi ''siedzącymi'' wyżej, aby wywalczyć 
cokolwiek. Nie szanująca SIEBIE zupełnie w relacjach z osobami będącymi 
nad nią, ale traktująca swoich pracowników jak półgłówków. 
Uważająca się za jedyną osobę, która może ogarnąć nasz dział...
Wkurzająca jednym słowem.
ALE!
Wspaniała koleżanka, zawsze można na niej polegać w prywatnym życiu,
dobra, spokojna, chętna do pomocy w każdej sytuacji.

Postanowiłam jakoś tę niezręczną sytuację rozwiązać, bo miałam wyrzuty
sumienia będąc w komitywie z innymi, przeciwko  J.
Przecież ta sama drażniąca mnie nie raz szefowa, wielokrotnie 
pomogła mi prywatnie...
Była kiedyś fajną koleżanką, z którą spędzałam dużo czasu.
Ale nakręcona przez samą siebie i znajomych z pracy, odwróciłam się
od niej.
Teraz staram się to naprawić.
Zrozumiałam jej dziwne zachowanie i wybaczyłam jej 
drobne świństwa, które mi zrobiła.
Przecież NIKT nie jest ideałem. Każdy popełnia błędy...
A biorąc pod uwagę jej dobre i złe uczynki, dobro ma przewagę.

Powiedziałam jej ostatnio,że jest dobrą koleżanką.
Zaskoczyłam ją.
Zapytała czemu tak sądzę.
Odpowiedziałam,że ZAWSZE można na nią liczyć. PRYWATNIE.
Ucieszyło ją to. Widziałam to w jej oczach :)

Niedługo odwiedzi mnie w domu i wtedy, mam nadzieję, delikatnie
powiem jej dlaczego ostatnio byłam dla niej nieprzyjemna.

Kolejna sprawa to dziewczyna , którą w sumie traktuję jak 
młodszą siostrę.
Ostatnio nieładnie mnie potraktowała.
Nie opisując szczegółów - skończyło się tym,że powiedziałam jej,że
nie chcę mieć takich znajomych jak ona.
Bo to prawda.
Nie chcę mieć ''przyjaciół'', którzy mnie nie szanują.

To też uważam za swój mały sukces. Mimo,iż jest efektem
mniej przyjemnej sytuacji.
Wreszcie nauczyłam się walczyć o swoje, nie nakręcając się
niepotrzebnie.
No. Może nie : ''nauczyłam się'', a wciąż ''się uczę''.
Jednak pierwsze małe kroczki za mną.

Nie tak dawno żyłam ''pod innych''.
Teraz żyję dla siebie.
Wyraźnie widzę różnicę.
Żyję dla SIEBIE, ale tym samym jestem lepszym człowiekiem 
dla innych.
:)


sobota, 18 maja 2013

Zapicie



Wczoraj otrzymałam bardzo nieprzyjemną wiadomość.
Koleżanka z Polski, która mnie pomogła wyjść z bagna, alkoholiczka, trzeźwa 
od około 6-7 lat, zapiła...
I to podobno porządnie.
Bardzo mnie to rozbiło.
Kiedy słyszysz,że obcy ludzie zapijają, mniej ci znani, to jasne, nie jest to
 miłe,ale kiedy zdarza się to komuś bliskiemu...To jest ból.
Dla mnie podwójny. Bo to właśnie ona popchnęła mnie w dobrym kierunku.
W kierunku trzeźwości.
Wraz z inną koleżanką ''po fachu''-trzeźwą alkoholiczką, próbowałyśmy się z nią 
skontaktować, bez skutku.
Ale tak naprawdę , to co my możemy zrobić?
Nic.

Wystraszyła mnie ta wiadomość.
Ale też wyostrzyła czujność.
Skoro ONA zapiła po tylu latach, to mnie może spotkać to samo...
Więc co mogę zrobić,żeby do tego nie dopuścić?
Nadal dbać o siebie, o swoją trzeźwość.
Wystrzegać się niebezpiecznych sytuacji.

Obym nigdy nie musiała się przekonać jak ONA się teraz czuje...

sobota, 11 maja 2013

Trzeźwą być


Mój starszy syn miał ostatnio trochę osobistych problemów.
Starałam się go wspierać w tym trudnym czasie, ale czy mi się udało?
Nie wiem.

Wczoraj kolejny raz zwrócił się do mnie o pomoc.
Wczułam się w jego położenie i faktycznie, mógł się czuć fatalnie.

Kiedy wyszedł, ja ciągle jeszcze byłam ''nakręcona'' jego sprawą.
Znów przeszła myśl: napij się!
Taki odruch bezwarunkowy, pozostałość po pijanej przeszłości.

Przestałam myśleć o synku i skupiłam się na sobie.

Jak zwykle w takich momentach pomogły wspomnienia.
Przez sekundę , dosłownie, pomyślałam o tym jak się czułam 
pijąc. Pomogło natychmiast.

Z tymi myślami to jest tak: pojawiają się nagle.
Jakby chciały mnie ''sprawdzić''.
Dam się skusić czy nie?

Nie wyobrażam sobie,że mogłabym się poddać.
Wystarczy tak naprawdę chwilka zastanowienia
i zawsze wygrywa trzeźwość.

Myślę o tych alkoholikach, którzy mimo jakiegoś okresu 
trzeźwości decydują się napić.
Nie potępiam ich, absolutnie nie.
Tylko zastanawiam się co nimi kieruje?
O ile na początku, przez kilka pierwszych miesięcy
faktycznie ciężko jest się nie napić, tak
z czasem, kiedy już wyraźnie widać różnicę między
okresem chlania a trzeźwością, nie jest to już 
spowodowane ''odruchem'' ?

Według mojego doświadczenia wynika,że ...
po części jest to świadoma decyzja.
ALBO taki alkoholik jedynie nie pije, ale
nie pracuje nad sobą w żaden sposób.

Podziwiam ludzi, którzy zapijają i wracają 
do trzeźwości. Naprawdę.
JA nie wróciłabym. 
Albo zajęłoby mi to spooooro czasu.

Znam alkoholików, którzy nie piją, ale
mają wstręt do jakiegokolwiek skupiania
się nad tym.
Nie są w AA, ani w żaden inny sposób nie 
starają się zachować tej trzeźwości na dłużej.
Niby wiedzą,że są alkoholikami, niby
nie piją, ale co kilka tygodni lub miesięcy
zapijają.
Niekoniecznie upijają się.
Ale piją.

I co to jest?
Udawanie przed samym sobą.
Tak będą trwać te chwilowe wyskoki , dopóki
znowu coś nie pierd@lnie w ich życiu na tyle,żeby
się opamiętać na dłużej.

Tu się sprawdza powiedzenie,że żeby się odbić od dna
trzeba najpierw porządnie o nie walnąć...

Każdy trzeźwy alkoholik (naprawdę trzeźwy)
którego znam, ma za sobą jakieś dramatyczne przeżycia, 
paskudne wspomnienia z pijanego okresu,które
pozwalają im zachować trzeźwość.
Uświadomiłam sobie,że nie znam NIKOGO, kto
mimo niewielkich strat spowodowanych chorobą,
tę trzeźwość zachowuje...

Czy to oznacza,że człowiek, który
niewiele jeszcze przeżył i niewiele stracił 
z powodu alkoholu, nie ma szans na zachowanie 
trzeźwości?

Tak wynika z mojego doświadczenia...
Poszłabym na miting o takim temacie :)
Mimo,że zwolennikiem AA niby nie jestem.