
sobota, 21 lipca 2012
Rozliczenie z przeszloscia
Wczorajsze popoludnie przypomnialo mi o mojej chorobie.
Niby o niej pamietam, niby dbam o trzezwosc, niby...
Nie powinno byc ''niby''. Powinnam bardziej sie przykladac.
W zyciu spotykaja nas sytuacje, ktore zaskakujac nas, moga popchnac
do zlego...
Czasem mam wrazenie ,ze alkoholik to ktos, kto tylko uczy sie trzezwo zyc.
Przez cale zycie...
W ciagu ostatnich dziesieciu miesiecy mialy miejsce rozne wydarzenia .
Dla zdrowego czlowieka, to po prostu - ZYCIE.
Dla mnie to lekcje..., ktorych tematem jest:
''JAK moge reagowac inaczej''
''Inaczej'' znaczy: trzezwo.
Nie reaguje mysla o alkoholu kiedy jestem
szczesliwa, zadowolona, radosna.
Chec napicia sie przemyka mi przez mysl, kiedy jest mi zle.
A wczoraj bylo...
''Wczesniej, juz bym sie napila'' -to jest moja mysl
zwiazana z alkoholem, jesli w ogole sie pojawia.
Wczoraj sie pojawila.
Nie rozliczylam sie z przeszloscia.
Nie zamknelam jej.
Okazuje sie, ze wciaz mi dokucza...
O ile nauczylam sie zyc z brudnymi wspomnieniami z okresu mojego picia, o tyle
ze wszystkim innym jak widac, nie.
I nie chodzi jedynie o te pijana przeszlosc, jak sadze.
Widze, ze odrzucam wszystkie przykre wspomnienia.
Wszystko, co sprawia mi przykrosc, co mnie boli, trzymam gdzies w sobie
i nie dopuszczam do tego, zeby te smutne, przygnebiajace chwile
wyszly na zewnatrz.
Nie pozwalam sobie na przygnebienie.
Bo boje sie, ze bede chciala zapic to uczucie...
Tym sposobem sama siebie oszukuje.
Mam jednak swiadomosc tego, ze to nie jest dobre rozwiazanie.
W koncu ''bomba wybuchnie'' i to ze zdwojona sila.
Szczerze mowiac nie wiem JAK, fizycznie moglabym
uwolnic sie od przykrych wspomnien zwiazanych z moja matka.
Ona nie zyje od czterech lat.
Gdyby zyla...moze porozmawialabym z nia.
Zapytalabym o powody, powiedzialabym jaki mam do niej zal i jak cholernie mi teraz przykro,ze nadal nie potrafie jej wybaczyc.
I jak strasznie zatruwa to moje trzezwe, szczesliwe skadinad, zycie.
Moja matka przed smiercia, ponad dwa lata chorowala na raka.
Wczoraj dowiedzialam sie, ze matka mojej bliskiej kolezanki, ktora rowniez choruje , zostala odsunieta od chemii z powotu licznych przezutow...
Ta wiadomosc wywolala we mnie cala lawine wspomnien i bolu.
Kolezanka mowila o swojej matce, a ja widzialam moja.
Do teraz widze.
Nie moglam spac ostatniej nocy.
Dzis nadal zle sie czuje.
Jest mi przykro. Bardzo. Bo choroba mojej matki to
czas mojego wzmozonego pijanstwa...
Ale byl to tez czas, kiedy musialam patrzec na
to, jak z kobiety, ktora mnie urodzila, uchodzi zycie...
To czas ''wycieczek'' po szpitalach, chemiach, hospicjach.
To czas upokorzen i wstydu przed roznymi lekarzami, osobami za to
w jakich warunkach zyla mama.
To czas niewypowiedzianego zalu.
Na codzien odrzucam te wspomnienia, jak wiekszosc tych, zwiazanych z mama.
Jej choroba i smierc to nie wszystkie przygnebiajace chwile zwiazane z jej osoba.
Jest tego cale mnostwo.
A ja sobie z tym nie radze...
Subskrybuj:
Posty (Atom)