
wtorek, 26 czerwca 2012
Skad brac sile by zyc...
Chcialam pozegnac sie z tym blogiem, z Wami.
Jednak nie zrobie tego.
Zaczelam go prowadzic po to, zeby pomoc sobie, ale mialam tez nadzieje,ze
to pisanie o moim powrocie do trzezwosci ,moze pomoc innym.
Tak sie stalo, wiec bede pisac nadal.
Moze rzadziej, ale bede :)
Ostatni miesiac mojego zycia to bajka.
To spelnione marzenie.
I to marzenie, ktore skrzetnie ukrywalam do tej pory.
Nawet przed sama soba...
Tak wiele sie wydarzylo...
Mam za soba tygodniowy pobyt w Polsce.
Obawialam sie tego urlopu.
Niepotrzebnie.
Oprocz dwoch porankow na suchym kacu, nic zlego mnie tam nie spotkalo.
Wrocilam stamtad wypoczeta i z poczuciem spelnienia.
Spotkania ze znajomymi i rodzina wniosly kolejne doswiadczenia i wspomnienia
na reszte zycia .
Jednak wydarzylo sie tez cos, co spowodowalo, ze moje zycie
zmienilo sie diametralnie.
Najpiekniejszym uczuciem jakie mozemy sobie wyobrazic jest milosc.
Milosc do dzieci, do mezczyzny, do Boga.
Kazda ma inny smak. Innymi prawami sie rzadzi.
Ale daje nam sile.
Niewyobrazalna wrecz.
Czy moze byc cos bardziej cennego od poczucia, ze kazda z nich jest odwzajemniona?
To, ze dzieci mnie kochaja wiem, odkad wytrzezwialam.
A bedac w Polsce dowiedzialam sie, ze kocha mnie tez ON.
I BOG.
Najchetniej opisalabym historie mojej milosci do NIEGO.
NASZEJ milosci.
Zasluguje na to bo jest pozaziemska. Doslownie.
Jednak nie zrobie tego dzis.
Zaczekam.
Za dwa moze trzy miesiace opiszemy ja razem :)
Dzis moge napisac o mojej milosci do Boga.
Po kilku latach, bedac w Polsce, odwazylam sie wyspowiadac po raz kolejny.
Pojednac z Bogiem.
Nie czuje sie katoliczka.
Ale czuje sie dzieckiem Boga.
Wiem, brzmi jakbym byla nawiedzona.
Ale nie jestem.
Jestem calkiem normalna kobieta. Zwyczajna.
Zaklne, zapale papierosa, pogrzesze mysla :)))
Bardzo balam sie tej spowiedzi.
Ciezko nagrzeszylam w zyciu i kiedy kilka lat temu odwazylam sie
wyspowiadac, nie otrzymalam rozgrzeszenia.
Dzis wiem, ze wtedy, to nie byl ten czas.
Jednak teraz, zanim wyszlam do kosciola, poprosilam Boga o pomoc.
O to, by dal mi sile i odwage i zeby natchnal ksiedza, ktory mnie wyslucha.
I tak sie stalo.
Ksiadz rozmawial ze mna jak z kolezanka.
Przyjal mnie bardzo cieplo.
Otrzymalam rozgrzeszenie i pierwszy raz od wielu lat przyjelam komunie.
A i kazanie tego dnia bylo na temat, ktory mnie intrygowal.
O milosci miedzy kobieta a mezczyzna.
Cala msza byla jakby ''pode mnie''.
Niesamowite przezycie :)
Dzis juz wiem skad brac sile by zyc.
Musimy ja czerpac z milosci.
Wiem to na pewno!
Nie tylko z milosci do naszych bliskich, partnerow, Boga.
Rowniez z milosci do siebie.
Zyjac w zgodzie ze soba, zyjemy naprawde.
9 miesiecy temu bylam jeszcze na dnie.
Dzis jestem w niebie :)
Alkohol istnieje i bedzie istanial.
Nie przeszkadza mi juz pijace towarzystwo. Moze mnie czasem meczyc, moge
przebywanie w nim odchorowac suchym kacem, ale...Nie musze pic.
Nie chce.
Caly arsenal procentow jest mi zupelnie obojetny.
Jak cala reszta rzeczy, ktore istnieja, ale mnie nie interesuja.
AA nie jest dla mnie.
Za smutno tam. Za duzo rozpamietywania i rozdrapywania ran.
Szanuje ludzi, ktorzy sa w tej wspolnocie, jednak to nie
jest droga do trzezwosci dla mnie.
Nie dzis.
Byc moze pojde kiedys na miting. Nie zarzekam sie.
Ale dzis uwazam, ze jestem trzezwa tylko dzieki Bogu.
I to Jemu powierzam wszystko. Moja trzezwosc, zycie, uczucia.
Jestem szczesliwa.
Jestem trzezwa.
Bywaja tez gorsze dni, ale nie maja juz one nic wspolnego z alkoholem.
Potrafie odczuwac radosc, ale tez smutek, tesknote,zal, zdenerwowanie...
I zadne z tych uczuc nie budza we mnie mysli o napiciu sie.
Juz nie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)